Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.
—   140   —

lecz także szczury, a to nie zburzy mi spokoju duszy. A co do książek... przyznaję, że nie są wcale tak złe i że można się dużo z nich nauczyć. Czy napiszecie jaką książkę naprawdę?
— Może nawet kilka.
— O tem, co przeżywacie?
— Tak.
— I ja się także tam znajdę?
— Znajdą się tylko moi najwybitniejsi przyjaciele. Będzie to rodzaj pisemnego pomnika dla nich.
— Hm, hm! Wybitni! Pomnik! To brzmi oczywiście całkiem inaczej, niż wczoraj. Niezawodnie przesłyszało mi się tak tylko. A więc ja także?
— Jeżeli chcecie.
— Słuchajcie, sir, ja chcę. Proszę was nawet o to, żebym się tam dostał.
— Zgoda, stanie się tak.
— Dobrze, ale musicie mi zrobić jedną przyjemność!
— Jaką?
— Opowiecie tam wszystko to, co przeżyliśmy razem?
— Rozumie się.
— To wypuśćcie tę okoliczność, że nie znalazłem tu odgałęzionego tropu. Żeby Sam Hawkens nie znalazł czegoś takiego! Wstydziłbym się wszystkich czytelników, którzy zechcą uczyć się od was. Jeźli będziecie tacy dobrzy to zataić, to możecie sobie śmiało pisać o myszach i szczurach. Wszystko mi jedno, co sobie ludzie pomyślą o tem, co zjadam, ale gdyby mnie uważali za westmana, pozwalającego odjechać Indyaninowi i nie umiejącego tego wyczytać ze śladów, toby mnie gryzło, bardzoby mnie gryzło!
— To nie może być, kochany Samie.
— Nie? Dlaczego?
— Ponieważ każdą wymienioną osobę tak muszę przedstawić, jaką jest. W takim razie wolę was opuścić.
— Nie, nie, ja chcę być w książce! Wolę, że pra-