Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.
—   142   —

— Ukryjemy się naprzykład w miejscu bezpiecznem, a potem, gdy Apacze się cofną, skończymy robotę!
— Tak, to dałoby się może uskutecznić. Zobaczymy, co drudzy na to powiedzą. Musimy śpieszyć, aby jeszcze przed nocą dostać się do obozu.
Wróciliśmy tą samą drogą. Nie oszczędzaliśmy wierzchowców, ale mój deresz był jeszcze zupełnie rzeźki, a „nowa Mary“ wyglądała tak, jak gdyby dopiero wyszła ze stajni. Przebyliśmy w krótkim czasie znaczne przestrzenie, aż zatrzymaliśmy się nad potokiem, gdzie napoiliśmy konie i sami odpoczęliśmy z godzinkę, zsiadłszy z koni i rozciągnąwszy się w zaroślach na miękkiej trawie.
Nie mając o czem z sobą mówić, leżeliśmy cicho. Ja myślałem o Winnetou i czekającej nas walce z nim i z jego Apaczami, a Sam Hawkens zamknął oczy i... zasnął, co poznałem po miarowym ruchu klatki jego piersiowej. Mógł sobie tu pozwolić na lekką drzemkę, bo ja czuwałem, a przez całą drogę nie zauważyliśmy nic podejrzanego.
Wtem nadarzyła mi się sposobność przekonania się, jak bystre są zmysły ludzi i zwierząt na dzikim Zachodzie. Muł tkwił w zaroślach tak, że był niewidoczny i szczypał liście z gałęzi; było to zwierzę nietowarzyskie, unikało koni, trzymając się najczęściej na osobności. Mój deresz stał w pobliżu i ścinał trawę ostrymi zębami.
Wtem muł wydał z siebie dziwne, jakby ostrzegawcze, parsknięcie, a Sam zbudził się w tej chwili i odrazu stanął na nogach.
— Zasnąłem, Mary parsknęła, to mnie zbudziło. Zbliża się człowiek, lub zwierzę. Gdzie muł?
— Tutaj w zaroślach. Chodźcie!
Wleźliśmy w krzaki i zobaczyliśmy Mary, ukrytą ostrożnie za gałęziami i wyglądającą przez nie na zewnątrz. Strzygła żywo długiemi uszyma, a ogon podnosiła i opuszczała. Ujrzawszy nas, uspokoiła się, a uszy i ogon przestały się poruszać. Zwierzę było widocznie