Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.
—   145   —

wódzca. — Skąd wziął się na drodze swych czerwonych przyjaciół i braci?
— Bao, chytry lis, spotkał mnie, bo znalazł się na moim tropie — odrzekł Sam.
— Myśleliśmy, że to ślady czerwonych psów, których szukamy — rzekł Lis łamaną, lecz dość zrozumiałą, angielszczyzną.
— O jakich psach mówi mój brat czerwony?
— O Apaczach z plemienia Mescalerów.
— Dlaczego nazywacie ich psami? Czy wyniknął spór między nimi i mymi dzielnymi braćmi Keiowehami?
— Topór wojenny wykopany został pomiędzy nami a tymi parszywymi kujotami.
— Uff! To mnie cieszy! Bracia moi niech usiądą z nami. Mam ich zawiadomić o czemś ważnem.
Lis spojrzał na mnie badawczo i zapytał:
— Nie widziałem jeszcze tej bladej twarzy, jest jeszcze młoda; czy należy już do wojowników białych mężów? Czy zdobyła sobie już imię?
Moje właściwe nazwisko nie byłoby zrobiło wrażenia. To też Sam Hawkens, przypomniawszy sobie słowa Wheelera, odrzekł:
— Ten mój najmilszy brat i przyjaciel przybył niedawno przez Wielką Wodę z ojczyzny, gdzie jest wielkim wojownikiem. Nie widział nigdy przedtem bawołu, ani niedźwiedzia, a mimoto walczył przedwczoraj z dwoma bykami i zabił je, aby mnie życie ocalić, a wczoraj zakłuł nożem szarego niedźwiedzia z Gór Skalistych, przyczem zwierz nawet nie zadrasnął mu skóry.
— Uff, uff! — zawołali z podziwem czerwonoskórzy, a Sam ciągnął dalej w sposób, co prawda, przesadny:
— Kula jego nigdy celu nie chybia, a w pięści jego mieści się tyle siły, że jednem uderzeniem powali na ziemię każdego nieprzyjaciela. Dlatego nadali mu biali z Zachodu imię Old Shatterhand.
W ten sposób opatrzono mnie bez mego zezwolenia