Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.
—   149   —

Ileż to razy potem jeszcze musiałem palić kalumet, będąc zawsze świadom powagi tej czynności. Tu jednak dzisiaj napełniło mnie z miejsca to postępowanie odrazą, a potem rozśmieszyło gdy usłyszałem o sercu Sama, „przywiązanem jak muł do drzewa“. Ręka cuchnęła mi fajką, to też cała dusza moja rozradowała się w sobie, gdy ta fajka znalazła się w ustach dowódcy. Wyjąłem z kieszeni cygaro i zapaliłem dla zabicia przykrego smaku. Jakież pożądliwe spojrzenia zwrócili teraz na mnie czerwonoskórcy! Lis otworzył usta, że mu aż fajka wypadła, ale jako doświadczony wojownik pochwycił ją i wsunął w usta napowrót. Widać było jednak po nim, że wolałby teraz jedno cygaro niźli tysiąc fajek pokoju i kinnikinniku.
Ponieważ pozostawaliśmy w stosunkach z Santa Fé, skąd wozami sprowadzaliśmy wszelkie potrzebne nam artykuły, przeto łatwo było mi zaopatrzyć się w cygara, które były dość tanie. Wolałem je niż wódkę, którą drudzy tak przyjemnie spijali. Zabrałem z sobą tyle cygar, żeby wystarczyło, gdybyśmy nazajutrz rano dopiero mieli powrócić; podałem więc każdemu z nich po jednem. Lis odłożył zaraz fajkę i zapalił, jego ludzie natomiast wsadzili w usta nietylko koniec, lecz całe cygara i zaczęli je żuć. Są gusta i guściki. Poprzysiągłem sobie nie darować im nigdy niczego do palenia.
Na tem skończyły się formalności. Czerwonoskórzy byli teraz w najlepszym nastroju. Toteż Sam rozpoczął pytaniem:
— Moi bracia mówią, że topór wojenny wykopano między nimi a Apaczami Mescalero, o czem ja nic nie wiem. Od kiedy topór nie spoczywa już w ziemi?
— Od czasu, który blade twarze nazywają dwa tygodnie. Mój brat Sam przebywał widocznie w dalekich stronach, skoro nie słyszał o tem.
— To prawda. Ale narody żyły przecież jeszcze w pokoju. Co skłoniło moich braci do pochwycenia za broń?