przez jakiś czas. Towarzysze obozowi, uszczęśliwieni przybyciem Keiowehów, tak głośno obrabiali ten temat, że usnąć przytem było sztuką niemałą. Oprócz tego własne myśli nie dawały mi spokoju. Hawkens mówił o swoim planie z taką ufnością, jak gdyby nieudanie się było wykluczone zupełnie, ja jednak nie mogłem się do tego zapatrywania przyłączyć. Postanowiliśmy uwolnić Winnetou i jego ojca, ale czy także resztę Apaczów, tego nie powiedziano bynajmniej. Czy oni mieli zostać w rękach Keiowehów przy równoczesnem ocaleniu obu wodzów? To mi się wydało niesłusznem. Zresztą uwolnić wszystkich Apaczów nie mogli czterej ludzie, zwłaszcza że musiało się to stać potajemnie, żeby podejrzenie nie padło na nas. W jaki sposób mieli się Apacze dostać w ręce Keiowehów? Chyba nie bez walki, a w takim razie można było przewidzieć, że ci dwaj właśnie, których zamierzyliśmy ocalić, będą się bronili najdzielniej, a tem samem najbardziej narażą się na niebezpieczeństwo śmierci. Jak temu przeszkodzić? Gdyby się nie dali zwyciężyć i wziąć do niewoli, zabiliby ich prawdopodobnie Keiowehowie, a do tego nie należało dopuścić pod żadnym warunkiem.
Dumałem nad tem, przewracałem się z boku na bok ale wyjścia nie znalazłem żadnego. Wkońcu uspokoiła mnie do pewnego stopnia myśl jedyna, że chytry Sam Hawkens wybrnie jakoś z tych trudności. Na wszelki wypadek przyrzekłem sobie wystąpić w obronie obu dowódców i w razie potrzeby zasłonić ich nawet sobą. Nareszcie zasnąłem.
Nazajutrz rano wziąłem się ze zdwojoną gorliwością do pomiarów, ponieważ dnia poprzedniego nie pracowałem. Każdy starał się, jak mógł, posuwaliśmy się więc szybciej naprzód. Rattler trzymał się zdala, włóczył się bez zajęcia tam i sam, ale koledzy jego obchodzili się z nim przyjaźnie, jak gdyby nic nie zaszło. Wobec tego nabrałem przekonania, że w razie nieporozumienia z nim nie będę mógł na nich liczyć. Wieczorem okazało się, że odmierzyliśmy przestrzeń dwa razy
Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.
— 158 —