Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.
—   168   —

przed ich ukazaniem się, to należało się spodziewać, że uda nam się umknąć i zabezpieczyć siebie i rysunki. Na skutek tych uwag i przestróg pracowali ludzie tak pilnie i wytrwale jak nigdy przedtem. Cel swój zatem osiągnąłem. Sam jednak nie myślałem ani na chwilę o tego rodzaju ucieczce. Mnie chodziło o Winnetou. Reszta mogła czynić, co chciała, ja byłem gotów nie odejść, dopókibym nie nabrał pewności, że nie grozi mu już żadne niebezpieczeństwo.
Ja miałem robotę podwójną: gdyż musiałem mierzyć i księgę prowadzić, a zarazem sporządzać rysunki i to w duplikatach. Jeden egzemplarz dostawał starszy inżynier, a drugi chowałem ja potajemnie sobie na wszelki wypadek. Położenie nasze było tak niebezpieczne, że przezorność ta była usprawiedliwiona.
Narada trwała istotnie aż do wieczora, a skończyła się właśnie wtedy, kiedy musieliśmy roboty zaprzestać z powodu ciemności. Keiowehowie byli w znakomitem usposobieniu, ponieważ Sam zrobił ten błąd, czy też mądry uczynek, że obdzielił ich pozostałą naszą wódką. Nie przyszło mu oczywiście na myśl zapewnić sobie poprzednio zezwolenie Rattlera. Płonęło już kilka ognisk, a dokoła nich siedzieli ucztujący czerwonoskórcy. Obok pasły się konie, a dalej w ciemności pilnowały obozu czaty, rozstawione przez wodza.
Usiadłem obok Sama i jego nieodłącznych towarzyszy, Parkera i Stone’a, jadłem wieczerzę i wodziłem oczyma po obozie, który przedstawiał dla mnie, jako nowicyusza, niezwykły widok, bo wyglądał dość wojowniczo. Przypatrując się kolejno czerwonym twarzom, nie znalazłem ani jednej, którąby można było posądzić o zdolność do wzruszenia się niedolą wroga. Naszej wódki wystarczyło ledwie na tyle, że każdy pociągnął tylko z pięć lub sześć łyków. Nie zauważyłem więc ani jednego pijanego, ale woda ognista, której rzadko dostawali, wywarła jednak skutek podniecający. Indsmeni byli bardziej ożywieni w ruchach i głośniejsi w rozmowie, niż zazwyczaj.