Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.
—   171   —

Skoro ich tylko spostrzegę, doniosę wam o tem, żebyście okazali się spokojnymi, gdy się będą do obozu skradali.
— Ale w takim razie zauważą Keiowehów i zawiadomią o tem wodza!
— Kogo zauważą? Keiowehów? Człowiecze, greenhornie, szanowny młodzieńcze, czy myślicie, że mózg Sama Hawkensa składa się z waty i bibuły? Już ja się o to postaram, że z Keiowehów nie będzie widać ani śladu, najmniejszego śladu, zrozumiano? Nasi kochani przyjaciele, Keiowehowie, ukryją się bardzo dobrze i wypadną w stosownej chwili. Wywiadowcy Apaczów mają zobaczyć tylko te osoby, które były w obozie podczas bytności Winnetou i jego ojca.
— To zaiste coś innego!
— Prawda? Wywiadowcy Apaczów mogą zatem śmiało krążyć dokoła nas i nabrać pewności, że czujemy się zupełnie bezpiecznie. Skoro się potem oddalą, ruszę za nimi, aby zaczekać na całą gromadę. Nadciągnie ona oczywiście nie w dzień, lecz w nocy i zbliży się do obozu, jak tylko będzie mogła, poczem dzielni Apaczowie rzucą się na nas.
— I wezmą nas do niewoli, albo pozabijają; przynajmniej kilku!
— Słuchajcie, sir; żal mi się was robi naprawdę. Udajecie człowieka wykształconego, a nie wiecie nawet o tem, że się zmyka, jeśli się nie chcę być pojmanym. Wie dziś o tem każdy zając, nawet ów mały czarny i kąśliwy owad, który skacze sześćset razy tak wysoko jak jego wielkość. A wy, wy tego nie wiecie! Hm, czy niema tego w owych książkach, których tak dużo przeczytaliście.
— Nie, gdyż dzielny westman nie powinien skakać sześćset razy tak wysoko jak jego wielkość, tak jak ów owad. Zdaniem waszem jest zatem, żebyśmy się ukazali?
— Tak. Rozniecimy ogień, żeby nas mogli dokładnie zobaczyć. Dopóki będzie płonął, pozostaną Apacze