Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.
—   189   —

tak, że zachwiał się i runął na ziemię, a w tej samej chwili Sam, Will i Dick pochwycili już ojca.
Apacze zawyli z wściekłości, ale wycie ich przygłuszył okropny ryk Keiowehów, którzy się teraz rzucili.
Przebiwszy koło Apaczów, stałem w samym środku kłębka walczących i wyjących ludzi. Dwustu Keiowehów przeciwko pięćdziesięciu Apaczom, a więc czterech na jednego! Ale dzielni wojownicy Winnetou bronili się ze wszystkich sił. Musiałem się dobrze wytężyć, żeby kilku z nich utrzymać zdala od siebie i kręcić się w kółko jak bąk, pomagając sobie przy tem pięściami, ponieważ nie chciałem nikogo zranić, ani zabić. Powaliwszy jeszcze czterech, czy pięciu, zdobyłem trochę miejsca, a wtedy osłabł także opór ogólny. W pięć minut po naszym ataku walka się zakończyła. Tylko w pięć minut! Ale w takim wypadku znaczą one przecież czas długi!
Wódz Inczu-czuna leżał związany na ziemi, a obok niego Winnetou bez przytomności. Jego również skrępowano. Ani jeden z Apaczów nie uciekł, prawdopodobnie dlatego, że tym mężnym wojownikom ani przez myśl nie przeszło opuścić obu, pokonanych zaraz na początku, wodzów. Oni, jako też i Keiowehowie, mieli rannych, nawet trzech z tych ostatnich, a pięciu Apaczów poniosło śmierć na miejscu. Wprawdzie takiego zamiaru u nas nie było, lecz energiczny opór Apaczów zmusił Keiowehów do gwałtowniejszego użycia broni, niż myśmy sobie tego życzyli.
Pokonanych nieprzyjaciół zaraz skrępowano, co wielką sztuką nie było, gdyż na jednego Apacza wypadało po czterech, a licząc nas białych, po pięciu ludzi. Trzech Keiowehów przytrzymywało jednego Apacza, a czwarty, lub piąty zajmował się wiązaniem.
Trupy usunięto na bok, a ponieważ ranni Keiowehowie znaleźli pomoc u swoich, przeto my zabraliśmy się do opatrzenia rannych Apaczów. Oczywiście przyprzyjęli nas z ponuremi twarzami, a niektórzy nawet stawiali opór, gdyż byli zbyt dumni na to, aby korzystać z przysługi nieprzyjaciół i woleli, żeby krew im