Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.
—   194   —

spostrzegą, powezmą podejrzenie, jeśli nie teraz, to potem po ucieczce Winnetou. Pomyślą, że wyście go odcięli.
— I nie będą w zbyt grubym błędzie.
— Kryjcie się za każdem drzewem i każdym krzakiem, a unikajcie miejsc, oświetlonych ogniem. Starajcie się być ciągle w ciemności!
— Zastosuję się ściśle do waszych wskazówek.
— Spodziewam się. Nie śpi jeszcze przynajmniej trzydziestu Keiowehów, jeśli się nie mylę, nie licząc czat. Jeżeli dokażecie tego, że was nie spostrzegą, to was pochwalę i pomyślę sobie, że przecież może z was jeszcze kiedyś będzie westman, chociaż pomimo moich zbawiennych rad jesteście wciąż jeszcze greenhorn, jakiego nie znajdzie w żadnem panoptikum, hi! hi! hi!
Wsunąłem nóż i rewolwer za pas tak głęboko, że wypaść nie mogły po drodze i odczołgałem się od ognia. Dziś, kiedy to opowiadam, znam całą odpowiedzialność, jaką wówczas wziąłem na siebie tak lekko, całe zuchwalstwo zamierzonego przedsięwzięcia. Ja nie chciałem wtedy zakraść się do wodza Tanguy.
Polubiłem Winnetou i pragnąłem dać mu dowód tej przyjaźni, ile możności czynem, wymagającym narażenia życia na niebezpieczeństwo. Teraz nastręczyła się doskonała sposobność ku temu, sposobność wyswobodzenia go z niewoli. Ale ja chciałem to sam zrobić! Tymczasem Sam Hawkens stanął mi w drodze ze swojemi wątpliwościami. Gdybym był nawet podpatrzył wodza szczęśliwie, mimo to należało przypuścić, że Sam nie pozbędzie się tych wątpliwości. To, czem się ja tak cieszyłem, zamierzał on wykonać z Dickiem Stone. Dla tego przyszło mi na myśl nie żebrać i nie trudzić się o to, żeby spełnił me życzenie. Postanowiłem udać się nie do Tanguy, lecz do Winnetou!
Wystawiałem przez to na szwank nie tylko moje życie, lecz także i towarzyszy, bo jeśliby mnie schwytano przy zamierzonej robocie, zginęliby oni i ja z nimi. Zdawałem sobie z tego sprawę wtedy, ale w młodzień-