— Patrzyłem na niego przez ten czas, a gdy się nie ruszył, wtedy już nie wątpiłem, że śpi.
— A to ładnie, ładnie! Słyszeliście, Dicku i Willu? Aby się przekonać, czy wódz śpi, patrzył na niego przez całą godzinę, hi! hi! hi! Był i zostanie greenhornem, niepoprawnym greenhornem! Czyż nie macie mózgu już w głowie, że nie obmyśliliście lepszego środka? Mogliście chyba dość kawałków drzewa i kory znaleźć po drodze? Nie?
— Tak, — odpowiedziałem na te ostatnie, zwrócone do mnie słowa.
— Wystarczało więc z pewnej odległości rzucić taki kawałeczek drzewa, lub grudkę ziemi na dowódcę, a on gdyby czuwał, poruszyłby się z pewnością. Wy rzucaliście także, ale spojrzenie za spojrzeniem przez całą godzinę, hi! hi! hi!
— Być może, ale próbę przecież odbyłem!
Podczas rozmowy miałem oczy z oczekiwaniem zwrócone na Apaczów. Dziwiłem się, że stali jeszcze przy drzewach, jak gdyby przywiązani, mogąc już odejść. Powód był całkiem prosty. Winnetou spodziewał się, że rozciąwszy najpierw jemu pęta, poszedłem do jego ojca, oczekiwał więc teraz znaku odemnie. To samo, tylko odwrotnie, myślał zapewne ojciec, sądząc, że jestem jeszcze zajęty przy Winnetou. Nie widząc potem przez czas dłuższy żadnego znaku, podpatrzył syn chwilę, w której dozorca zamknął znużone oczy, podniósł rękę, by dać znać ojcu, że już nie jest skrępowany, a wódz uczynił to samo ze swej strony i wtedy dopiero zniknęli ze swoich miejsc.
— Tak, odbyliście próbę — rzekł Sam Hawkens. Śledziliście ruchy wodza przez całą godzinę, a nie daliście się pochwycić!
— Wobec tego przyznacie, że będę mógł się udać do Winnetou i głupstwa nie zrobię.
— Hm! Czy wam się zdaje, że oswobodzicie obu dowódców, bombardując ich wzrokiem przez całą godzinę?
— Nie. Odetniemy ich.
Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.
— 199 —