Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.
—   201   —

jaw. Wreszcie nakazał Tangua spokój i wydał rozkazy, na skutek których może połowa obecnych rozbiegła się po sawannie, aby mimo ciemności szukać zbiegów. Wódz pienił się poprostu od wściekłości. Uderzył niebacznego dozorcę pięścią w twarz, zdarł mu z szyi woreczek z lekami i podeptał nogami. W ten sposób odebrano cześć biedakowi.
Z wyrazu „leki“ nie należy sądzić, jakoby tu chodziło o lekarstwa jako o środki lecznicze. Słowo to przyszło do Indyan dopiero z pojawieniem się białych. Leki bladych twarzy nie były im znane, uważali więc ich skutek za działanie czarów, jakiejś niepojętej, tajemniczej siły. Odtąd nazywają lekarstwem wszystko, co im się czarem wydaje, czego nie rozumieją, co im się przedstawia jako skutek wyższych wpływów. Oczywiście każdy szczep inaczej i przez siebie utworzonym wyrazem nazywa lekarstwo: Mandanowie: hopenesz, Tuskarorowie: yunnjuh queht, Czarnonodzy: nehtowa, Siouksowie: wehkon a Riccarehowie: wehrootih.
Każdy dorosły wojownik, każdy wódz nosi na szyi: „leki.“ Młodzieniec, który chce wejść w grono mężów i wojowników, znika nagle i szuka samotności. Tam pości, głodzi się i odmawia sobie nawet wody. Rozmyśla przytem o swych nadziejach, życzeniach i planach. Wysiłki duchowe w połączeniu z cielesnym niewywczasem wprawiają go w stan gorączkowy, w którym nie umie już odróżnić pozoru od rzeczywistości. Zdaje mu się, że przychodzą nań wyższe podszepty, a sen jest dlań objawieniem. W tym stanie czeka na pierwszy lepszy przedmiot, jaki mu się we śnie, lub w jakikolwiek inny sposób zamajaczy i przedmiot ten jest potem przez całe życie jego świętością, „lekiem.“ Gdyby to miał być nietoperz, nie spocznie, dopóki go nie pochwyci. Skoro mu się to uda, wraca do szczepu i oddaje go lekarzowi, czarownikowi, umiejącemu preparować takie rzeczy. Zamyka się to w osobliwie sporządzonym woreczku, który trzeba nosić jako najcenniejszą własność. Indyanin, tracąc