Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.
—   213   —

wał im obiema rękami znaki, żeby się zatrzymali. Wołał też coś do nich, ale tego nie rozumiałem z powodu zbytniego oddalenia. Nie poskutkowało to odrazu, dopiero gdy okrzyk kilkakrotnie powtórzył, zobaczyłem, że przedni Keiowehowie stanęli, a następni uczynili to samo. Sam przemówił do nich, wskazując przy tem na nas kilkakrotnie. Wezwałem Stone’a i Parkera, żeby wodza postawili na nogach i zamierzyłem się nań nożem. Czerwonoskórzy wydali okrzyk zgrozy.
Sam mówił do nich w dalszym ciągu, poczem odłączył się od gromady jeden z nich, prawdopodobnie drugi, niższy, dowódca i podszedł ku nam z Samem zwolna i krokiem pełnym godności. Gdy się do nas całkiem zbliżyli, wskazał Sam na trzech pojmanych i rzekł:
— Widzisz, że słyszałeś prawdę z ust moich. Są zupełnie w naszej mocy.
Dowódca, w którego twarzy przebijał się wyraźnie gniew, z trudnością hamowany, przypatrzył się wszystkim trzem i odpowiedział: