brakiem honoru i dowodem tchórzostwa z mej strony, gdybym pozwolił komu innemu walczyć za siebie. Zresztą wódz nie zgodziłby się na to, bo o mnie mu chodzi.
— To właśnie nie może mi się w głowie pomieścić! On na was zagiął parol, na was. Mam nadzieję, że jego kanoe inaczej popłynie, niż on zamierza sterować. Oto nadchodzą!
Indyanie przymaszerowali powoli. Nie było ich dwustu, gdyż część pozostała na straży przy pojmanych Apaczach. Tangua przeprowadził ich obok nas na wspomniane powyżej miejsce. Tam utworzyli trzy czwarte koła, a czwartą część mieliśmy my biali wypełnić. Gdyśmy to zrobili, wódz dał znak. Z szeregu czerwonoskórych wystąpił wojownik o istotnie herkulicznych kształtach i odłożył wszelką broń oprócz noża. Następnie obnażył górną połowę ciała. Kto spojrzał na te nagie mięśnie, musiał się o mnie zatrwożyć. Wódz wyprowadził go na środek i oznajmił głosem, w którym brzmiała pewność zwycięstwa:
— Oto stoi Metan-akwa[1], najsilniejszy wojownik Keiowehów, którego nożowi jeszcze nikt się nie oparł; wróg pada pod jego pchnięciem, jakby rażony piorunem. Blada twarz, Old Shatterhand, będzie z nim walczyła.
— All devils! — szepnął Sam do mnie. — To prawdziwy Goliat! Słuchajcie, kochany sir, już po was!
— Pshaw!
— Nonsens! Nie rójcie sobie niczego! Jest tylko jeden sposób pokonania tego draba.
— Jaki?
— Nie wdawajcie się w długą walkę, lecz przyjcie do końca, bo was zmęczy i będziecie zgubieni. Jak tam z waszem tętnem?
Wziął mnie za przegub i nadsłuchiwał, poczem rzekł:
— Chwała Bogu nie więcej jak sześćdziesiąt uderzeń, a więc całkiem prawidłowo. Nie jesteście rozdrażnieni? Nie boicie się wcale?
— Jeszcze tego brakowało! Rozdrażnienie i obawa
- ↑ Nóż-piorun.