derczo. — Nóż mój go pożre. Wielki Duch oddaje go w moje ręce, odebrawszy mu rozum.
U Indyan są w zwyczaju takie wstępne przedmowy. Byłbym uszedł za tchórza, gdybym był milczał. Odrzekłem przeto:
— Ty walczysz gębą, a ja stoję z nożem. Wejdź na twe miejsce, jeżeli się nie boisz!
Na to on jednym skokiem stanął w drugiem kółku ósemki i krzyknął gniewnie:
— Bać się? Metan-akwa miałby się bać? Czy słyszeliście, wojownicy Keiowehów? Pozbawię życia tego białego psa za pierwszem pchnięciem!
— Pierwsze me pchnięcie ciebie go pozbawi. A teraz milcz! Powinienbyś właściwie nazywać się nie Metan-akwa lecz Awat-ya[1].
— Awat-ya, Awat-ya! Ten smrodliwy kujot ośmielił się mnie zelżyć! Dobrze, niechaj sępy pożrą twoje wnętrzności!
Ta pogróżka była wielką nierozwagą, wprost głupotą z jego strony, gdyż zwróciła moją uwagę na sposób, w jaki użyć chce broni. Moje wnętrzności! Nie zamierzał więc pchnąć mnie w serce od góry, lecz ciąć od dołu, aby mi brzuch rozpruć.
Byliśmy od siebie tak daleko, że wystarczało schylić się, aby przeciwnika nożem dosięgnąć. Indyanin utkwił wzrok w moich oczach. Prawą rękę opuścił prosto na dół, trzymając nóż w ten sposób, że koniec trzonka opierał się o mały palec, a klinga sterczała ostrzem do góry pomiędzy kciukiem i palcem wskazującym. Domyśliłem się, że będzie się starał zadać mi cios od dołu do góry, gdyż przy uderzeniu z góry trzyma się nóż odwrotnie: trzonkiem opartym o kciuk, a ostrzem wystającem z garści przy małym palcu.
Kierunek ataku był mi już wiadomy, a teraz szło głównie o czas, a to musiał mi wzrok powiedzieć. Znałem ten szczególny błysk oka, poprzedzający zawsze taką
- ↑ Gębal.