Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.
—   225   —

szedłem do Sama, który z powodu wrzasku czerwonoskórych nie mógł słyszeć mojej rozmowy z wodzem. Poskoczył ku mnie, objął mnie oburącz i zawołał w zachwycie:
— Wiwat, wiwat, sir! Pozdrawiam was tak, gdyż wracacie z krainy śmierci, w którą wpadliście byli bezwarunkowo. Człowiecze, przyjacielu, skarbie, młodzieńcze, greenhornie, co z was za stworzenie: Nie widział bawołów, a strzela najsilniejsze! Nie widział szarego niedźwiedzia, a bierze się z nożem do niego jak do jabłka! Nie widział nigdy mustanga, a złapał mi moją Mary! A tu staje przed najsilniejszym i najsłynniejszym czerwonym nożowcem i uderza go pierwszem pchnięciem w samo serce, nie tracąc sam ani kropli krwi! Dicku i Willu, chodźcie tu i przypatrzcie się temu surveyorowi! Co z niego zrobić?
— Towarzysza — rzekł Stone z zadowoleniem.
— Towarzysza? Co przez to rozumiesz?
— Dowiódł znowu, że już nie jest uczniem, greenhornem. Zamianujemy go towarzyszem, a potem może zostać mistrzem.
— Nie jest greenhornem? Zrobić go towarzyszem? Skoro cię język swędzi, żeby coś powiedzieć, to nie mów przynajmniej przedwczesnych niedorzeczności! To greenhorn z krwi i kości, bo niebyłby się odważył zaczepić tego zręcznego i olbrzymiego Indyanina. Ale ludzie lekkomyślni mają najwięcej szczęścia, tak jak najgłupszemu chłopu rodzą się największe kartofle. On głupi, lekkomyślny i greenhorn! Że jeszcze żyje, tego nie zawdzięcza sobie, lecz swej głupocie, jeśli się nie mylę. Gdy ruszył, serce mi bić przestało i nie mogłem tchu złapać, wszystkie moje myśli zajęte były testamentem tego greenhorna. Naraz jedno uderzenie, jedno pchnięcie i czerwony grzmotnął sobą o ziemię! Teraz osiągnęliśmy to, o co nam chodziło, t. j. życie i wolność Apaczów.
— Mylicie się prawdopodobnie — odrzekłem, nie gniewając się na sposób, w jaki do mnie przemawiał.