Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/249

Ta strona została uwierzytelniona.
—   231   —

ręką szukał noża, ale niestety daremnie. Zaczęło się szatańskie mocowanie. Trzeba sobie wyobrazić, że był to Winnetou, którego nikt przedtem, ani potem nie zwyciężył, Winnetou, obdarzony kocią zręcznością, stalowymi mięśniami i ścięgnami. Teraz miałem już czas przemówić, ale mi krew z ust buchała, a gdy chciałem poruszyć przebitym językiem, wydobywałem z siebie zaledwie niezrozumiały bełkot. Przeciwnik mój wytężał wszystkie siły, aby mnie zrzucić z siebie, ja zaś ciężyłem na nim jak góra, której strząsnąć niepodobna. Zaczął coraz to bardziej stękać, a ja mu ściskałem szyję coraz silniej, aż mu brakło oddechu. Czyż miałem go udusić? Nie, w żadnym razie! Zwolniłem więc na chwilę jego szyję z uścisków, a on podniósł natychmiast głowę, która przez to przybrała korzystną dla mie postawę. Nastąpiły szybko po sobie dwa, czy trzy uderzenia pięścią i Winnetou był ogłuszony: zwyciężyłem niezwyciężonego. Poprzednie rzucenie nim o ziemię nie było zwycięstwem, gdyż nie poprzedziła go walka.
Zaczerpnąłem głęboko powietrza, zważając przytem, żeby nie połknąć krwi, zalewającej mi usta. Trzymałem je wciąż otwarte, by mogła spływać. Z rany zewnętrznej buchała także krew grubym na palec strumieniem. Chciałem właśnie dźwignąć się z ziemi, gdy wtem zabrzmiał za mną groźny okrzyk Indyanina, który uderzył mnie kolbą po głowie tak silnie, że padłem bez zmysłów.
Gdy przyszedłem do siebie, był już wieczór, tak długo więc leżałem bez przytomności. Z początku marzyłem jak we śnie: Wydało mi się, że wpadłem w murowane łożysko młyńskiego koła, które nie mogło się obracać dlatego, że ja zawadzałem, znajdując się pomiędzy niem a murem. Woda szumiała nademną, a siła, z jaką działała na koło, ściskała mię coraz to mocniej i mocniej. Bałem się, że mnie lada chwila rozmiażdży. Bolały mnie wszystkie członki, a szczególnie głowa i plecy. Zwolna poznałem, że nie była to rzeczywistość lecz i nie senne marzenie. Szum i łoskot nie po-