Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/254

Ta strona została uwierzytelniona.
—   236   —

— Trzy tygodnie, całe trzy tygodnie! Pomyślcie tylko! Nie wiecie także oczywiście, co się z wami stało, gdyście zostali zranieni i gdzie się teraz znajdujecie. Mieliście straszną gorączkę i popadliście potem w letarg. Apacze chcieli was już zakopać, ale ja nie wierzyłem w waszą śmierć i dopóty żebrałem, dopóki Winnetou nie wstawił się za wami u ojca i nie uzyskał pozwolenia pochowania was dopiero wówczas, kiedy już rozkład nastąpi. Zawdzięczamy to Winnetou. Muszę pójść do niego i sprowadzić go tutaj!
Zamknąłem oczy i leżałem znowu, ale nie w grobie, lecz w rozkosznem znużeniu, w niebiańskim jakimś spokoju. Pragnąłem wiecznie tak leżeć, gdy wtem doszedł mnie odgłos kroków. Jakaś ręka dotykała mnie i podnosiła moją rękę, poczem usłyszałem głos Winnetou:
— Czy Sam Hawkens się nie pomylił? Czy Selki lata[1] obudził się rzeczywiście?
— Tak, tak. Wszyscy trzej widzieliśmy to dokładnie, głową odpowiadał nawet na moje pytania.
— W takim razie stał się cud wielki, ale byłoby lepiej, gdyby był martwym pozostał, bo tylko na to powrócił do życia, by umrzeć: pójdzie na śmierć razem z wami.
— Ależ to największy przyjaciej Apaczów!
— A dwa razy mnie powalił.
— Bo musiał!
— Nie musiał!
— Przeciwnie. Pierwszy raz uczynił to, aby ci życie ocalić. Broniłeś się i Keiowehowie byliby cię zabili. Drugim razem zmuszony był odpierać od siebie twoje ciosy. Chcieliśmy się poddać dobrowolnie, ale wasi wojownicy nie zważali na nasze zapewnienia.
— Hawkens przedstawia tak sprawę dlatego, aby się wyratować.
— Nie, to jest prawda!

— Język twój kłamie. Wszystko, co mi opowiedzia-

  1. Old Shatterhand