Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/259

Ta strona została uwierzytelniona.
—   241   —

skór z szarego niedźwiedzia, a mnie nakryto bardzo pięknym kocem indyańskim. Tuż przy drzwiach siedziały dwie Indyanki, jedna stara, a druga młoda, zapewne po to, by mię pielęgnować, a zarazem strzec. Stara była brzydka, jak wszystkie prawie czerwone skwawy, co jest skutkiem przepracowania, gdyż kobiety muszą tam wykonywać wszelkie prace, mężczyźni zaś żyją tylko wojną i polowaniem, a resztę czasu spędzają bezczynnie. Młodsza odznaczała się niezwykłą urodą. Ubrana po europejsku, budziłaby podziw w każdym salonie. Miała długą, jasno niebieską, powłóczystą szatę, przylegającą do szyi, a w pasie spiętą rzemieniem ze skóry grzechotnika. Nie było na niej żadnych ozdób, jak pereł szklanych, lub tanich monet, jakiemi tak chętnie obwieszają się Indyanki. Jedyną jej ozdobę stanowiły wspaniałe włosy, spadające w dwu granatowo czarnych splotach daleko poza biodra. Przypominały one włosy Winnetou, a rysy jej twarzy podobne były także do jego rysów. Miała ten sam aksamitnie czarny ton oczu, ukrytych do połowy pod długiemi, czarnemi, rzęsami jak niezgłębione tajemnice. Z wystających u Indyan kości policzkowych nie było u niej ani śladu. Miękko i miło zarysowane owalne policzki tworzyły na brodzie dołek, który u Europejek świadczyłby o pewnego rodzaju szelmostwie. Aby mnie nie zbudzić, mówiła z towarzyszką pocichu, a ilekroć przy tem otwierała do uśmiechu pięknie wykrojone usta, połyskiwały między czerwonemi wargami zęby, jak najczystsza kość słoniowa. Delikatne chrapki u nosa wskazywały raczej na greckie niż na indyańskie pochodzenie. Cera jej miała barwę jasnego miedzianego bronzu z lekkim odcieniem srebra. Dziewczyna mogła mieć lat ośmnaście, a byłbym się założył, nie wiem o co, że była siostrą Winnetou.
Obie kobiety zajęte były ozdabianiem czerwonymi szwami i arabeskami wygarbowanego na biało pasa skórzanego.
Podniosłem się, tak, podniosłem się i to z trudem, wcale nie wielkim, gdy natomiast przed ostatniem za-