Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/017

Ta strona została uwierzytelniona.
—   267   —

— Nie chcemy łaski, lecz sprawiedliwości! — wpadł mu Sam w słowo. — Ja mogę...
— Czy będziesz milczał, psie! — przerwał mu Inczu-czuna w gniewie — Masz mówić tylko wówczas, gdy cię zapytam. Z tobą już zresztą skończyłem. Ponieważ jednak wspomniałeś o sprawiedliwości, przeto wyrok nie zapadnie tylko na podstawie waszych własnych zeznań, lecz przeciwstawię wam świadka. Wódz Keiowehów, Tangua, zniży się i zabierze głos w tej sprawie. Czy te blade twarze są naszymi przyjaciółmi?
— Nie. — zapewnił Keioweh, na którego twarzy przebijało się zadowolenie z tego, że sprawa przybierała dla nas obrót niebezpieczny.
— Czy chcieli nas oszczędzać?
— Nie! Nie! Co więcej, szczuli mnie na was i prosili, żebym was nie oszczędzał, lecz pozabijał, wszystkich pozabijał!
To kłamstwo oburzyło mnie tak dalece, że przerwałem moje dotychczasowe milczenie i rzuciłem mu w oczy te słowa:
— To jest tak wielkie i bezwstydne kłamstwo, że grzmotnąłbym zaraz tobą o ziemię, gdybym choć jedną ręką miał wolną!
— Ty psie śmierdzący! — wybuchnął. — Czy ja mam cię ubić?
Podniósł pięść, a ja odrzekłem:
— Bij, jeśli się nie wstydzisz porywać na bezbronnego! Mówicie o przesłuchaniu i sprawiedliwości? Czy to przesłuchanie i sprawiedliwość, jeśli nie wolno powiedzieć tego, co się ma do powiedzenia? I to znaczy, że mamy się bronić? Czy jest to możliwe, jeśli nam grożą obiciem aż do krwi, gdybyśmy jedno słowo dodali ponadto, co chcecie słyszeć? Inczu-czuna postępuje jak sędzia niesprawiedliwy, bo stawia pytania w ten sposób, że odpowiedzi, które dopuszcza, muszą nas doprowadzić do zguby, a innych dawać nie wolno, ilekroć zaś chcemy powołać się na rzeczy, które mogłyby nas ocalić, tylekroć nam przerywa i grozi biciem. Dziękujemy za taką