Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/019

Ta strona została uwierzytelniona.
—   269   —

— Tak. My gotowi byliśmy poddać się bez oporu, ale wasi wojownicy nie słuchali tego, co mówiliśmy do nich. Wpadli tak na nas, że musieliśmy się bronić. Ale zapytaj ich, czy zraniliśmy którego z nich, chociaż mogliśmy ich zabić. Co więcej, umknęliśmy, aby nie uszkodzić nikogo. Wtem nadszedłeś ty i rzuciłeś się na mnie, również nie zważając na moje słowa. Wobec konieczności obrony przed tobą mogłem cię zakłuć, lub zastrzelić, ale ja powaliłem cię tylko, ponieważ jestem twym przyjacielem i pragnąłem ciebie oszczędzać. Wtem nadbiegł wódz Keiowehów, Tangua, by w swej wściekłości zdjąć ci skalp. Ponieważ postanowiłem do tego nie dopuścić, walczył ze mną, ale go zwyciężyłem. Zachowałem ci nietylko życie, lecz także skalp. Potem gdy...
— Ten przeklęty kujot kłamie, jakby miał sto języków! — krzyknął Tangua.
— Czy to kłamstwo naprawdę? — spytał go Winnetou.
— Tak. Mój czerwony brat Winnetou nie wątpi chyba w prawdę słów moich?
— Kiedy przyszedłem, leżałeś bez ruchu, a mój ojciec także. To się zgadza. Niech Old Shatterhand mówi dalej!
— Pokonałem więc Tanguę, aby ocalić Inczu-czunę, gdy wtem nadleciał Winnetou. Nie widziałem go i dostałem kolbą, lecz nie po głowie. Winnetou przebił mi usta i język, a przez to pozbawił mnie możności mówienia, bo byłbym mu powiedział, że go miłuję i że chciałbym być jego przyjacielem i bratem. Byłem zraniony i rękę miałem obezwładnioną, a mimoto go zwyciężyłem; leżał przedemną ogłuszony, a Inczu-czuna także; mogłem zabić obydwu, ale nie uczyniłem tego.
— Byłbyś to zrobił z pewnością, ale przeszkodził ci wojownik Apaczów, który cię uderzył kolbą. — odrzekł Inczu-cztma.
— Nie, nie byłbym tego uczynił. Czyż te trzy blade twarze, skrępowane tu przy mnie, nie przyszły do was dobrowolnie, by się wam oddać? Czy byliby postąpili takdy, gby się uważali za waszych nieprzyjaciół?