— Zrobili to, widząc, że nie ujdą, więc uznali za rzecz lepszą poddać się dobrowolnie. Nie przeczę, że niektóre twoje słowa zdolne byłyby nawet wiarę obudzić. Kiedy jednak po raz pierwszy ogłuszyłeś mojego syna Winnetou, nie byłeś do tego zmuszony.
— Przeciwnie!
— Przez kogo?
— Przez ostrożność. Chcieliśmy ocalić ciebie i jego. Jesteście bardzo dzielnymi wojownikami, bylibyście się niezawodnie bronili i wtedy zranionoby was, lub zabito. Temu usiłowaliśmy zapobiec, dlatego powaliłem Winnetou, a ciebie pokonali trzej moi biali przyjaciele. Spodziewam się, że uwierzysz teraz moim słowom.
— Kłamstwo, nic tylko kłamstwo! — zawołał Tangua. — Nadszedłem był właśnie, kiedy on cię o ziemię rzucił. Nie ja, lecz on chciał ci skalp zabrać. Zamierzyłem się, by mu w tem przeszkodzić, a wtem on ugodził mnie swoją ręką, w której, jak się zdaje, mieszka zły duch, gdyż nikt, nawet najsilniejszy człowiek, oprzeć się jej nie potrafi.
Na to odwróciłem się do niego i rzekłem groźnie:
— Tak, jej się nikt oprzeć nie może. Używam jej tylko, aby krwi rozlewu uniknąć, ale skoro znowu będę walczył z tobą, zrobię to bronią, nie ręką, a wtedy nie ujdziesz tylko z ogłuszeniem. Zapamiętaj to sobie!
— Ty walczyć ze mną? — śmiał się szyderczo. — Spalimy cię, a twe popioły rozsypiemy na cztery wiatry!
— Tak nie myśl. Będę prędzej wolny, aniżeli ty przeczuwasz, a potem zażądam od ciebie zadośćuczynienia!
— Otrzymasz je. Oby się tylko twe słowa spełniły! Biłbym się z tobą chętnie, bo wiem, że zgniotę ciebie napewno.
Inczu-czuna położył koniec temu zajściu i odezwał się do mnie:
— Old Shatterhand jest bardzo zuchwały, jeśli sądzi, że będzie wolny. Niechaj zważy, ile rzeczy przeciwko niemu przemawia; jeżeli jedna z nich nawet upad-
Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/020
Ta strona została uwierzytelniona.
— 270 —