Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/023

Ta strona została uwierzytelniona.
—   273   —

Wódz mówił dalej:
— Blada twarz, zwana Old Shatterhand, jest, jak się zdaje, najdostojniejszą między nimi; niechaj więc rozstrzygnięcie spocznie w jego ręku. Będzie ono zależało także od tego z naszych, który jest co do godności najwyższy, a tym jestem ja, Inczu-czuna, wódz Apaczów.
— Do stu piorunów, do stu piorunów! Wy i on! — szeptał Sam w wielkiem podnieceniu.
— Uff, uff, uff! — zabrzmiały w szeregach czerwonoskórych okrzyki podziwu.
Byli tem naprawdę zdumieni, że wódz ich chciał ze mną walczyć. Wszak mógł uniknąć niebezpieczeństwa, które w każdym razie i dla niego istniało, polecając zastąpić siebie innemu. Wyjaśnił to, mówiąc dalej:
— Sława Inczu-czuny i Winnetou ucierpiała na tem, że wystarczyło jedno uderzenie pięścią bladej twarzy, by ich powalić i ogłuszyć. Oni muszą zmyć tę plamę w ten sposób, że jeden z nich będzie walczył z bladą twarzą. Winnetou mnie ustąpi, gdyż ja jestem starszym i pierwszym wodzem Apaczów. On zgadza się na to, gdyż przez zabicie Old Shatterhanda oczyszczę zarazem swój i jego honor.
Tu znów przerwał.
— Cieszcie się, sir! — rzekł Sam. — Zginiecie w każdym razie prędzej od nas. Wyście go oszczędzali, a teraz on was za to zdmuchnie.
— Zaczekajmy!
— Nie potrzebuję czekać, bo wiem wszystko naprzód. Czy sądzicie, że warunki walki będą równe?
— Nie marzę o tem.
— Well! Warunki układa się w podobnych wypadkach tak, że biały zawsze jest zgubiony. Jeśli kto kiedy wyszedł z życiem w takich okolicznościach, to był wyjątkiem, potwierdzającym tylko regułę. Słuchajcie!
Inczu-czuna mówił dalej:
— Zdejmiemy więzy z Old Shatterhanda i każemy mu przepłynąć przez rzekę, ale nie damy mu broni, ja zaś pójdę za nim tylko z tomahawkiem. Jeśli Old Shatter-