Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/037

Ta strona została uwierzytelniona.
—   287   —

— Old Shatterhand tak powiedział? — spytał Winnetou. — A więc to wszystko było tylko udane?
— Tak — potwierdziłem.
— Mój brat wiedział, jak to przeprowadzić. Przypuszczam, że popłynął tu pod wodą przeciw prądowi, a potem w dół rzeki. Mój brat nietylko mocny, jak niedźwiedź, lecz także chytry, jak lis na preryi. Kto jest jego wrogiem, ten musi się mieć bardzo na baczności.
— A Winnetou był takim wrogiem?
— Byłem nim, lecz już nie jestem.
— Więc nie wierzysz już temu kłamcy, Tangui, lecz mnie?
Spojrzał na mnie znowu tak poważnie i długo jak na tamtym brzegu, podał mi rękę i odrzekł:
— Twoje oczy są dobre, a twoim rysom obca jest nieuczciwość. Wierzę ci.
Wdziałem zdjęte poprzednio ubranie, wyjąłem z kieszeni puszkę z sardynek i rzekłem:
— Mój brat Winnetou słusznie się na mnie zapatruje. Udowodnię mu to zaraz. Może zna to, co mu teraz pokażę.
Wyjąłem zwinięty kosmyk włosów, wyprostowałem i podałem mu do ręki. W pierwszej chwili sięgnął ręką, lecz go nie dotknął, odstąpił zaskoczony zupełnie tą niespodzianką o krok wstecz i zawołał:
— To włosy z mojej głowy! Kto ci je dał?
— Inczu-czuna wspomniał był, że byliście do drzew przywiązani, gdy naraz dobry Wielki Duch zesłał wam niewidzialnego wybawcę. Tak, on był niewidzialny, gdyż nie mógł się pokazać Keiowehom, lecz teraz niema już potrzeby kryć się przed nimi. Teraz już chyba uwierzysz, że byłem zawsze twym przyjacielem, a nie wrogiem.
— Więc to ty... ty... ty nas odwiązałeś? Więc tobie zawdzięczamy i wolność i życie! — wybuchnął wciąż jeszcze stropiony w wysokim stopniu, chociaż był człowiekiem, którego niczem zresztą nie można było wyprawić w zdumienie, albo zaskoczyć. Następnie wziął mnie za rękę i zaprowadził na miejsce, na którem, obserwu-