Wyszła i przyniosła moje rewolwery, nóż, amunicyę i inne przedmioty, które się nie znajdowały w kieszeniach, gdyż stamtąd nie zabrano mi niczego, nawet gdy byłem w niewoli. Podziękowałem, stwierdzając zarazem, że niczego nie brakuje i zapytałem:
— Czy moi towarzysze otrzymają także napowrót swą własność?
— Rozumie się. Niewątpliwie dostali już nawet, gdyż kiedy ja ciebie tu obsługuję, stara się o nich Inczu-czuna.
— A co tam z naszymi końmi?
— Są także. Ty będziesz jeździł na swoim, a Sam Hawkens także na swojej Mary.
— Ach! Wiesz, jak się ten muł nazywa?
— Tak. Znam także imię jego starej flinty. Nie powiedziałam ci tego, że często z nim rozmawiałam. To bardzo żartobliwy człowiek, ale też i dzielny wojownik.
— Tak, jest nim, a nawet czemś więcej, bo wiernym i zdolnym do ofiar towarzyszem, którego trudno nie kochać. Ale muszę cię jeszcze o coś zapytać. Czy dasz mi szczerą odpowiedź?
— Nszo-czi nigdy nie kłamie! — odparła z dumą, ale poprostu. — Najmniej zaś tobie mogłaby powiedzieć nieprawdę.
— Wasi wojownicy odebrali Keiowehom wszystko, co mieli z sobą?
— Tak.
— A moim trzem towarzyszom także?
— Tak.
— A dla czego mnie zostawiono to, co było w kieszeniach?
— Bo tak kazał mój brat Winnetou.
— Czy wiesz, czemu wydał taki rozkaz?
— Bo cię miłował.
— Pomimo że uważał mnie za swego wroga?
— Tak. Powiedziałeś przedtem, że polubiłeś go zaraz od pierwszej chwili, to samo zaszło u niego w sto-
Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/050
Ta strona została uwierzytelniona.
— 300 —