Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/053

Ta strona została uwierzytelniona.
—   303   —

— Tak.
— A więc nikomu nie wolno! Gdyby jeszcze było wolno, przychodziłyby i one. O, kobiety białych twarzy nie są tak delikatne, jak sądzisz. One doskonale znoszą ból, ale ból, który cierpią drudzy ludzie, albo zwierzęta. Nie byłam u was, ale opowiadał mi to Kleki-petra. Potem Winnetou był w wielkich miastach Wschodu, a gdy powrócił, opowiadał mi wszystko, na co patrzył i co zauważył. Czy wiesz, co wasze kobiety robią ze zwierzętami, które gotują, smażą i jedzą?
— No?
— Zdejmują z nich żywcem skórę[1], wyrywają im jeszcze za życia kiszki[2] i wrzucają je jeszcze do wrzącej wody. A czy wiadomo ci, co robią lekarze białych?
— Co?
— Wrzucają żywe psy do wrzącej wody, aby się dowiedzieć, jak długo będą jeszcze potem żyły, i zdejmują z nich poparzoną skórę. Wycinają im oczy i języki, otwierają brzuchy i męczą je na różne inne sposoby, aby potem robić z tego książki.
— To są wiwisekcye, przeprowadzane dla wiedzy.

— Wiedzy? Kleki-petra był także moim nauczycielem, dla tego wiem, co co chcesz przez to słowo powiedzieć. Jak też Wielki Duch patrzy na tę wiedzę, która bez śmiertelnych mąk zwierząt niczego nie potrafi nauczyć? I takie męczarnie wyprawiają wasi lekarze w swoich domach, gdzie także ich żony mieszkają i muszą się na to patrzeć! Czy może nie słyszą, jak dręczone zwierzęta wyją z boleści? Czy wasze skwawy nie trzymają ptaków w klatkach? Czy one nie wiedzą, jaka to męka dla ptaka? Czy wasze niewiasty nie siedzą tysiącami na wyścigach i nie radują się, jak zajeżdżają konie na śmierć? Czy nie są obecne skwawy tam, gdzie się kaleczą bokserzy? Jestem młodą, niedoświadczoną, dziewczyną, którą zaliczacie do „dzikich,“ ale mogłabym ci powiedzieć nie jedno jeszcze, co robią jeszcze wasze delikatne skwawy,

  1. U węgorzy.
  2. U raków