Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/062

Ta strona została uwierzytelniona.
—   312   —

odbyć sąd, gdyż naród Apaczów dotknęła wielka, niepowetowana, strata, za którą winny ma śmiercią zapłacić.
Inczu-czuna mówił dalej, kreśląc kwiecistym indyańskim sposobem charakter i działalność Kleki-petry, poczem opisał dokładnie, jak go Rattler zamordował, jak tego drugiego pojmano i oznajmił na końcu, że morderca zostanie na śmierć zamęczony, a potem obok trumny zmarłego pochowany. Skończywszy przemowę, spojrzał wódz ku mnie i dał znak oczekiwany.
Powstaliśmy i weszliśmy w krąg. Przedtem nie widziałem dobrze skazańca z powodu oddalenia, ale gdy go teraz zobaczyłem, poczułem dlań, mimo całą jego złość i bezbożność, głęboką litość.
Trumna, ustawiona prosto, miała grubość człowieka i przeszło cztery łokcie długości. Wyglądała tak, jak kawałek grubego pnia, pokryty skórą. Rattler był przywiązany plecami w ten sposób do trumny, że ręce trzymał w tyle, a nogi rozstawione na ziemi. Widać było po nim, że nie cierpiał dotychczas ani głodu, ani pragnienia. Usta miał kneblem zamknięte, więc nie mógł mówić. Głowę przymocowano mu także w ten sposób, że nią nie mógł poruszać. W chwili, gdy się zbliżyłem do niego, wyjął mu Inczu-czuna z ust knebel i rzekł do mnie:
— Mój biały brat chciał z tym mordercą pomówić. Niech tak będzie!
Rattler zobaczył, że jestem wolny, pomyślał więc sobie, że niewątpliwie zaprzyjaźniłem się z Indyanami. Sądziłem przeto, że poprosi mnie, żebym się wstawił za nim. Tymczasem, skoro tylko knebel z ust mu wyjęto, krzyknął zjadliwie:
— Czego chcecie odemnie? Wynoście się; nie chcę nic z wami mieć do czynienia!
— Słyszeliście, mr. Rattlerze — odpowiedziałem na to spokojnie — że jesteście na śmierć skazani. To się już nie da zmienić i umrzeć musicie bezwarunkowo. Ale ja postanowiłem wam...
— Precz, psie, precz! — przerwał mi, przyczem