Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/063

Ta strona została uwierzytelniona.
—   313   —

chciał plunąć na mnie, lecz nie trafił, bo głową nie mógł poruszyć.
— Musicie zatem umrzeć — ciągnąłem dalej, niezbity tem z tropu — ale rodzaj śmierci od was zależy. Mają was zamęczyć, to znaczy dręczyć was będą długo dziś, a może jeszcze i jutro. To jest okropne i temu chciałbym zapobiec. Na moją prośbę okazał Inczu-czuna gotowość zgładzenia was na krótkiej drodze, jeśli tylko wypełnicie postawiony przezeń warunek.
Zatrzymałem się w nadziei, że zapyta mnie o ten warunek, ale zamiast tego rzucił mi straszne przekleństwo, które się nie da powtórzyć.
— Tym warunkiem jest, żebyście poprosili mnie o przebaczenie — oświadczyłem w dalszym ciągu.
— O przebaczenie? Ciebie o przebaczenie? — krzyknął. — Wolę sobie język odkąsić i znieść wszelkie męczarnie, jakie wymyślą te czerwone łajdaki!
— Zważcie, mr. Rattlerze, że nie ja postawiłem ten warunek, bo mnie waszej prośby nie potrzeba. Chciał tego Inczu-czuna, a że ja miałem to wam powiedzieć, więc czynię to właśnie teraz. Pamiętajcie, w jakiem położeniu jesteście i co wam grozi! Czekają was męki okropne, straszny rodzaj śmierci, którego możecie uniknąć zapomocą małego słówka: „pardon.“
— Nie myślę tego zrobić, nigdy, nigdy! Zabierzcie się stąd! Nie chcę widzieć waszej łajdackiej twarzy! Idźcie do dyabła, albo jeszcze dalej!
— Jeśli tak zrobię, jak mi teraz każecie, to z pewnością już nie wrócę. Bądźcie zatem rozsądni i powiedzcie to małe słowo!
— Nie, nie i nie! — zaryczał.
— Proszę was o to!
— Precz, precz, powiadam! O jasne nieba, dlaczego jestem związany! Gdybym ręce miał wolne, pokazałbym wam, którędy droga!
— Well, niech się stanie według waszej woli, ale przypominam, że nie wrócę nawet, gdy mnie zawołacie.