Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/071

Ta strona została uwierzytelniona.
—   321   —

oraz, że pragnie umrzeć za Winnetou. Wielki Duch spełnił to jego życzenie w niewiele minut potem.
— Dlaczego chciał umrzeć za mnie? — zapytał zdziwiony młody wódz.
— Ponieważ ciebie kochał, a nadto z innego powodu, o którym powiem ci później. Śmierć jego miała być pokutą.
— Kiedy umierał, leżąc na mojem sercu, mówił do ciebie językiem, którego nie rozumiałem. Jaki to był język?
— Nasza mowa ojczysta.
— Czy mówił wówczas o mnie?
— Tak.
— A co?
— Prosił mnie, bym ci wiernym pozostał.
— Żebyś... mnie... wiernym... pozostał? Wszak ty mnie jeszcze nie znałeś!
— Znałem cię, gdyż widziałem cię przedtem, a kto na Winnetou popatrzy, ten wie, kogo ma przed sobą. Zresztą on mówił mi o tobie.
— A co ty jemu odpowiedziałeś?
— Obiecałem spełnić to życzenie.
— To było jego ostatnie życzenie w życiu, a ty zostałeś jego spadkobiercą. Ślubowałeś mu wierność dla mnie, chroniłeś mnie, strzegłeś i oszczędzałeś, a tymczasem ja ścigałem ciebie, jak wroga. Pchnięcie nożem, jakie ci zadałem, byłoby dla każdego innego śmiertelnem, ale twoje silne ciało wytrzymało. Jestem wielkim, wielkim twoim dłużnikiem. Bądź moim przyjacielem!
— Jestem nim już od dawna.
— Moim bratem!
— Z całego serca.
— W takim razie zawrzemy przymierze nad grobem tego, który duszę moją oddał twojej! Odeszła od nas szlachetna blada twarz, a przed rozstaniem się przyprowadziła nam drugą, równie szlachetną. Niechaj krew moja będzie twoją krwią, a twoja krew moją krwią!