jedną jedyną. Niechaj potem to, co pomyśli Old Shatterhand, będzie myślą Winnetou, a co Winnetou zechce, niechaj będzie wolą Old Shatterhanda. Pijcie!
Ja wypiłem moją czarkę, a Winnetou swoją. Była to woda z Rio Pecos z kilku kroplami krwi, której zresztą w smaku nie można było poczuć. Potem podał mi wódz rękę i powiedział:
— Jesteś teraz tak samo jak Winnetou synem mojego ciała i wojownikiem naszego plemienia. Sława twych czynów rozbiegnie się szybko i nikt z wojowników nie przewyższy ciebie. Wstępujesz jako wódz do szczepu Apaczów i wszystkie jego plemiona będą cię za takiego uważały i czciły!
Był to awans dość szybki! Niedawno jeszcze nauczyciel domowy w St. Louis, potem surveyor, a teraz wódz „dzikich“. Przyznaję jednak, że ci dzicy podobali mi się daleko więcej od białych, z którymi w ostatnich czasach się stykałem.
Aby zapobiec jakimkolwiek nieporozumieniom, muszę tu dodać jedną uwagę. Zdarza się i u nas, że skłonni do przygód ludzie zawierają braterstwo tak samo w sposób bardziej dziwaczny, polegający na przesądach. Takiemu braterstwu przypisuje się nadzwyczajne tajemnicze skutki, a między innemi ten, że obaj bracia muszą umrzeć równocześnie. Jeśli jeden z nich, jako chorowity i słaby, wyjedzie do Włoch i umrze tam na cholerę, to drugi, który pozostał w kraju, chociażby był zdrów i silny musi paść trupem w tej samej chwili. To oczywiście głupota. O takim przesądzie nie było mowy w tem, co zaszło między mną a Winnetou. Ani ja, ani Apacze nie przypisywali spożyciu krwi jakichś szczególnych skutków. Miało ono czysto symboliczne, obrazowe znaczenie.
A jednak sprawdzały się później niejednokrotnie słowa Inczu-czuny, że ja i Winnetou mieliśmy jedną duszę w dwu ciałach. Rozumieliśmy się, nie zwierzając się nawzajem z uczuć, myśli i postanowień. Wystarczało nam popatrzeć na siebie, a już wiedzieliśmy dokładnie, czego
Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/079
Ta strona została uwierzytelniona.
— 327 —