Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/091

Ta strona została uwierzytelniona.
—   339   —

kich umiejętnościach indyańskiego życia był także mistrzem w nauczaniu.
Ileż to razy wróciłem do domu znużony i jakby rozbity! Ale i wówczas nie miałem wypoczynku, ponieważ pobierałem w pueblu lekcye języka Apaczów. Miałem do tego dwu nauczycieli i jedną nauczycielkę; Nszo-czi zaznajomiła mnie z dyalektem Meskalerów, Inczu-czuna Llanerów, a Winnetou Nawajów. Ponieważ te języki bardzo są spokrewnione i nie cieszą się zbyt wielkim zapasem słów, przeto nauka postępowała dość szybko.
O ile Winnetou nie oddalał się zbytnio od puebla, brała Nszo-czi udział w tych wycieczkach. Widać było, że cieszyła się bardzo, ilekroć dobrze wywiązałem się z zadania.
Pewnego razu byliśmy w lesie, a Winnetou zażądał, żebym ich opuścił i dopiero w pół godziny zjawił się na tem samem miejscu. Polecił mi odszukać potem Nszo-czi, która miała się dobrze ukryć. Odszedłem więc dość daleko i po upływie wyznaczonego czasu wróciłem. Ślady obojga były z początku dość wyraźne; potem naraz zniknęły odciski nóg Indyanki. Wiedziałem oczywiście, że miała chód lekki, ale grunt był bardzo miękki, więc powinny były zostać choćby nieznaczne ślady. Nie znalazłem niczego, nawet jednej zgiętej, lub złamanej trawki, pomimo że w tem miejscu rósł mech miękki i bardzo czuły. Widoczne były tylko ślady Winnetou, ale one nic mnie nie obchodziły, ponieważ nie miałem wyśledzić jego, lecz siostrę. On był niewątpliwie w pobliżu, aby mnie skrycie obserwować, czy nie popełnię jakiego błędu.
Przeszukałem raz i drugi dokoła, lecz nie zauważyłem najmniejszej wskazówki. To mnie zastanowiło, zacząłem się więc namyślać. Nabierałem powoli przekonania, że Nszo-czi musiała bezwarunkowo jakiś ślad pozostawić, gdyż w tem miejscu nie mogła stopa dotknąć ziemi, żeby nie zdradzić się na tym mchu miękkim. A gdyby tak urocza Indyanka wcale po nim nie przeszła?
Zbadałem jeszcze raz ślady Winnetou. Były głębiej