Ta strona została uwierzytelniona.
— 341 —
w krzaku dzikiej śliwy, zwróconych do mnie plecyma, ponieważ spodziewali się mnie ze strony przeciwnej. Rozmawiali z sobą, lecz szeptem, wskutek czego nie mogłem niczego zrozumieć.
Cieszyłem się z góry z niespodzianki i czołgałem się coraz dalej. Byłem już na długość ręki od nich i chciałem już Winnetou z tyłu pochwycić, kiedy wstrzymały mnie od tego szeptem wyrzeczone przezeń słowa:
— Czy przyprowadzić go?
— Nie — odrzekła Nszo-czi. — On sam przyjdzie.
— Nie przyjdzie!
— Przyjdzie!
— Moja siostra się myli. On nauczył się szybko