dobrze uzbrojonych osób. Gdy o to spytałem Winnetou, odrzekł:
— Jeżeli to złodzieje, to nie zwrócą się przeciwko naszej przemocy, bo nie zamierzają otwarcie na nas napaść. Pójdą za nami ukradkiem, aby skorzystać z chwili, kiedy ten, którego sobie upatrzą, odłączy się od reszty towarzystwa.
— A kogóżby mogli sobie upatrzyć? Wszakżeż nas wcale nie znają.
— Tego, u którego spodziewają się złota.
— Złota? Skąd mogą wiedzieć, czy wogóle mamy złoto, a po drugie, który z nas wśród tylu osób. Musieliby być wszechwiedzącymi.
— O nie. Wystarczy im tylko zastanowić się nad tem, aby nabrać pewności. Sam Hawkens był nieostrożny i zdradził im, że jesteśmy wodzami i udajemy się do St. Louis. Więcej im nie potrzeba.
— Ach, teraz pojmuję, co mój czerwony brat ma na myśli. Indyanie, dążący na Wschód, potrzebują pieniędzy, a nie mając monet, wiozą z sobą złoto, o którem wiedzą, gdzie leży. A gdy są w dodatku wodzami, to znają takie miejsca napewno i biorą prawdopodobnie dużo złota.
— Mój brat Old Shatterhand odgadł. Na nas obudwu jako na wodzów zwróciliby oko ci biali, gdyby zamierzali dokonać kradzieży, albo rabunku. Oczywiście teraz nic nie znaleźliby przy nas.
— Nie? A przecież chcieliście zaopatrzyć się w złoto.
— Zrobimy to dopiero jutro. Na co mamy je nosić z sobą, gdy go nie potrzebujemy. Nie mieliśmy dotąd nic do płacenia; nastąpi to dopiero, gdy zajedziemy do portów, położonych na naszej drodze. Dla tego już jutro prawdopodobnie weźmiemy złota z sobą.
— Więc takie miejsce leży obok naszej drogi?
— Tak. Jest to góra zwana Nugget-tsil, ale tylko przez nas, bo inni, nie wiedzący, że się tam złoto znajduje, nazywają tę górę inaczej. Zbliżymy się do niej dziś wieczór i weźmiemy, ile nam potrzeba.
Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.
— 377 —