Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.
—   379   —

oddaleniu, aby przy ogniskach zjeść swoje porcye suszonego mięsa. Nas siedmiu siedziało dokoła ogniska na skraju zarośli, które wybraliśmy dlatego, że chroniły przed zimnym wiatrem.
Po wieczerzy rozmawialiśmy przez pewien czas. Inczu-czuna powiedział, że nazajutrz wyruszymy później, aż koło południa, a gdy Hawkens zapytał o powód zwłoki, oświadczył z otwartością, nad którą później ubolewałem:
— To powinnoby być tajemnicą, ale powiem ją białym braciom, jeśli mi przyrzekną, że nie będą się starali z niej skorzystać.
Gdyśmy to przyrzekli, mówił dalej:
— Potrzeba nam pieniędzy, więc pójdę jutro z dziećmi po nuggety i powrócę dopiero w południe.
Stone i Parker wydali okrzyk zdziwienia, a Hawkens zapytał z niemniejszem zdumieniem:
— Więc tu niedaleko jest złoto?
— Tak — odrzekł Inczu-czuna. — Nikt nie domyśla się tego, nawet moi wojownicy. Ja dowiedziałem się o tem od mego ojca, a on od swego. Takie tajemnice dziedziczą się tylko z ojców na synów i należą do świętości. Nie powierza się ich nawet najlepszemu przyjacielowi. Ja teraz o tem mówiłem, ale nie wskazałbym miejsca, ani nie powiedziałbym o niem nikomu, a zastrzeliłbym każdego, ktoby się odważył pójść za nami, by to miejsce znaleźć.
— Czy nas zabiłbyś także?
— Oczywiście! Powziąłem do was zaufanie, a gdybyście go nadużyli, zasłużylibyście na śmierć. Wiem jednak że nie opuścicie obozu przed naszym powrotem.
Po tem krótkiem ostrzeżeniu sprowadził rozmowę na inne tory, a przerwał ją dopiero po pewnym czasie Sam Hawkens. Inczu-czuna, Winnetou i Nszo-czi siedzieli odwróceni plecyma od zarośli, a Sam, Dick i Will zajmowali drugą stronę ogniska, mieli zatem zarośla przed oczyma. Wtem krzyknął Hawkens, porwał strzelbę, złożył się, wypalił w zarośla i zaalarmował tem oczywiście