Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.
—   384   —

w którem miejscu to jest, a potem porwałaby cię żądza śmiercionośnego pyłu, nie opuszczająca bladej twarzy, dopóki ta nie zginie na ciele i na duszy. Prosimy cię zatem nie z nieufności, lecz z miłości i przezorności, żebyś z nami nie poszedł.
To mi musiało wystarczyć. Winnetou zbadał jeszcze raz okolicę, ale śladów nie znalazł. Wobec tego odeszli wszyscy troje. Z tego, że nie udali się konno, wywnioskowałem, że to miejsce było niedaleko.
Położyłem się w trawie, zapaliłem kalumet i wdałem się w rozmowę z Samem, Dickiem i Willem po to tylko, aby się pozbyć tych bezpodstawnych obaw. Ale spokój mnie odbiegał, podniosłem się więc wkrótce, bo jakaś wewnętrzna siła pędziła mnie naprzód. Zarzuciłem strzelbę na ramię i oddaliłem się w nadziei, że może natrafię na jaką zwierzynę, która odwróci moją uwagę od dotychczasowych myśli.
Inczu-czuna wyszedł z obozu na południe, ja udałem się więc na północ, żeby nie wyglądało, iż błąkam się niepotrzebnie zakazanemi drogami.
Po upływie kwadransu, natknąłem się na trop trojga ludzi, którzy musieli mieć na nogach mokassyny, na to bowiem wskazywały wyraźnie ślady. Z tej ostatniej okoliczności, jakoteż z tego, że ślady pochodziły od nóg dużych, średnich i małych, wywnioskowałem, że musieli to być Inczu-czuna, Winnetou i Nszo-czi, którzy umyślnie puścili się na południe, a potem zwrócili na północ, aby nas wywieść w pole i utrzymać w przekonaniu, że pokłady złota znajdują się na południu.
Czy wypadało mi iść dalej? Nie. Mogli mnie zobaczyć, a wracając, przynajmniej natrafić na mój ślad, a wtedy pomyśleliby, że potajemnie za nimi poszedłem. Do obozu jednak powrócić także jeszcze nie chciałem, ruszyłem więc ku wschodowi.
Wkrótce znów się musiałem zatrzymać, gdyż zauważyłem na trawie nowe ślady, których zbadanie wykazało, że zrobili je czterej mężczyzni w butach z ostrogami. W tej chwili przyszedł mi na myśl Santer. Ślady