Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.
—   386   —

bił. Winnetou mówił o górze, zwanej Nugget-tsil. „Nuggety“ to są ziarnka złota rozmaitej wielkości, a „tsil“ znaczy w języku Apaczów „góra“. Nugget-tsil znaczyło więc: Góra Nuggetów. Pokłady musiały więc leżeć wysoko. Zbadałem okolicę, przez którą jechałem. Na północy, właśnie w kierunku, który w pogoni obrałem, wznosiło się kilka wielkich wzgórz, porosłych lasem, a jedno z nich było niewątpliwie Górą Nuggetów.
Stare konisko, na którem siedziałem, było zanadto powolne. Urwałem więc w przelocie gałązkę z krzaka, by go nią od czasu do czasu podpędzić, koń wytężył wszystkie siły, wkrótce więc minąłem równinę i znalazłem się u stóp wspomnianych wzgórz. Trop prowadził pomiędzy dwiema górami, lecz niebawem nie mogłem go już rozpoznać, ponieważ w tem miejscu wody górskie naniosły masę złomów kamiennych. Nie zsiadłem mimoto z konia, gdyż rozumiało się samo przez się, że ci, których szukałem, poszli dalej doliną w górę.
Później jednak otworzyła się przedemną po prawej stronie boczna dolina, zasypana także kamieniami. Tu zeskoczyłem z konia i zbadałem osypisko, gdyż należało się przekonać, czy ci ludzie skręcili tu na prawo, czy poszli dalej prosto. Z niemałą trudnością odszukałem ślady, które rzeczywiście wiodły na prawo do parowu. Dosiadłem znowu konia i pojechałem tędy dalej. Wkrótce jednak droga znowu się rozwidliła i musiałem zsiąść. Obawiałem się, że te zmiany dróg będą się potem powtarzały, przy czem koń mógł mi tylko przeszkadzać, dlatego przywiązałem go do drzewa i pośpieszyłem dalej piechotą.
Pędziłem wązkim skalistym żlebem, w którym teraz wody nie było. Trwoga nagliła mnie do pośpiechu, na jaki tylko zdobyć się mogłem, przeto niebawem zabrakło mi oddechu. Przybywszy nad ostrą przełęcz, musiałem się zatrzymać dla uspokojenia płuc, a potem ruszyłem w dół, dopóki ślady nie zwróciły się do lasu. Pędziłem pomimo drzew, stojących z początku gęsto, a potem rzadziej, aż zrobiło się przedemną tak przej-