Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.
—   391   —

się właśnie, czy tomahawk śmierci miał zacząć szaleć w ten sposób, czy nie.
Wziąłem zrozpaczonego za rękę i rzekłem:
— Powinieneś zrobić, co zechcesz i zrobisz to, przedtem jednak wysłuchaj mojej prośby, która może będzie ostatnią: potem nigdy już nie usłyszysz głosu białego przyjaciela i brata. Tu leży Nszo-czi. Sam powiadasz, że mnie kochała i że umarła z mojem imieniem na ustach. Ciebie ona także kochała; mnie jako przyjaciela, ciebie jako brata, a ty odwzajemniałeś jej miłość sowicie. Na tę naszą miłość cię proszę, nie składaj teraz przysięgi, lecz dopiero wówczas, kiedy zamkną się głazy nad najszlachetniejszą córą Apaczów!
Winnetou spojrzał na mnie poważnie, nawet ponuro i opuścił wzrok na umarłą. Rysy jego twarzy łagodniały zwolna, wkońcu popatrzył znowu na mnie, mówiąc:
— Brat mój, Old Shatterhand, posiada wielką władzę nad sercami wszystkich, z którymi obcuje. Nszo-czi spełniłaby pewnie jego prośbę, więc i ja nie mogę jej odmówić. Wtedy dopiero, kiedy oko moje nie będzie już widziało tych trupów, roztrzygnie się, czy Mississipi i wszystkie jej dopływy poniosą krew białych i czerwonych narodów do morza. Powiedziałem. Howgh!
Podziękowałom Bogu za to, że przynajmniej na razie udało mi się odwrócić wielkie nieszczęście. Uścisnąłem młodemu wodzowi rękę z wdzięcznością i powiedziałem:
— Mój czerwony brat zaraz zobaczy, że nie proszę o łaskę dla winnego. Niechaj dosięgnie go kara tak ciężki i surowa, jak na to zasługuje. Trzeba mu nie zostawić czasu dla ucieczki, nie pozwolić mu zbytnio się od nas oddalić. Niechaj Winnetou powie, co poczniemy względem mordercy!
— Nogi moje spętane — oświadczył znów posępnie. — Zwyczaje mego narodu nakazują mi pozostać przy zmarłych, jako najbliższych krewnych, aż do ich