Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.
—   404   —

trafiała się kałuża, gdzie zatrzymywaliśmy się, aby konie napoić.
Trop, wiodący dotychczas w kierunku wschodnim, zwrócił się około południa trochę ku południowi. Ujrzawszy to Sam Hawkens, przybrał minę frasobliwą. Zapytałem go o przyczynę i otrzymałem tę odpowiedź:
— Jeśli tak jest, jak przypuszczam, to trud nasz będzie daremny.
— Z jakiego powodu?
— To lis. Jedzie prawdopodobnie do Keiowehów.
— Tego chyba nie zrobi!
— Czemu? Czy powinien może z miłości dla was stanąć na środku preryi i dać się wziąć za łeb. Co myślicie! On dokłada wszelkich starań, by się ocalić. Miał chyba oczy otwarte i widział, że nasze konie lepsze od jego. Przypuszcza więc, że wkrótce go dościgniemy i wpadł na dobry pomysł schronienia się u Keiowehów.
— Ale czy go przyjmą przyjaźnie?
— Nie wątpię o tem ani na chwilę. Wystarczy, jeśli tylko opowie, że zastrzelił Inczu-czunę i Nszo-czi, a powitają go radośnie. Starajmy się usilnie, żebyśmy go dopędzili jeszcze przed wieczorem.
— Jak dawny jest zdaniem waszem dzisiejszy trop?
— Oto nie chodzi. Santer tu jechał nocą, więc musimy zaczekać aż do miejsca, na którem spoczął. Wtedy zobaczymy, ile godzin upłynęło od czasu, w którym ten ślad dzisiejszy zostawił. Im dłużej wypoczywał, tem rychlej go dopadniemy.
Około południa pokazało się, gdzie się Santer był zatrzymał. Koń jego leżał jakiś czas, bo był znużony, co poznać było także po śladach. Sam jeździec musiał być nie mniej wyczerpany, gdyż oceniliśmy, że nowy ślad pochodził z przed niespełna dwu godzin. Z tego wywnioskowaliśmy, że spał dłużej, niż zamierzył. Ten czas, o który on nas wyprzedził przez jazdę nocną, odzyskaliśmy teraz, a nawet byliśmy o jakie pół godziny bliżej niego, niż na początku pościgu.
Trop skręcał jeszcze bardziej na południe. Santer