Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.
—   424   —

a drugi raz małpą! Niech rozumie to, kto chce. Ja tego nie pojmuję!
— Przykład wasz w tym wypadku nie jest stosowny. Keiowehowie nie udali się wcale do swej wsi.
— Nie? A dokąd?
— Nie domyślacie się?
— Nie.
— Hm! Cóż to za westmani z was! Wobec tego ja wolę greenhornów, którzy rozgryzają takie orzechy i nie łamią sobie na tem zębów! Czerwoni poszli na Górę Nuggetów.
— Na... na... behold! Czy rzeczywiście?
— Tak jest, bądźcie pewni.
— Możnaby się tego istotnie po nich spodziewać!
— Nie tylko spodziewam się tego, lecz twierdzę to całkiem stanowczo.
— Ależ im nie wolno przeszkadzać w pogrzebie!
— Nie zamierzają też tego. Zaczekają na koniec. Są dla nas i dla Apaczów wrogo usposobieni i pragną zemsty. Przybycie Santera było im więc bardzo na rękę. Dowiedziawszy się o śmierci Inczu-czuny i jego córki, ucieszyli się bardzo. Jakże będą sobie życzyli tego samego losu dla Winnetou! Obmyślili go także dla nas, usłyszawszy od Santera, że go ścigamy. Byliśmy jednak ostrożni i z wyjątkiem Sama nie wpadliśmy w pułapkę. Oni próbują teraz inaczej. Udali, że jadą do wsi, myśląc, że to nas powstrzyma od podążenia za nimi; przypuszczają więc, że powrócimy do Winnetou. Ujechawszy jednak jakiś czas ku południowemu wschodowi i ściągnąwszy, gdy się nadarzy sposobność, jeszcze więcej wojowników, zwrócą się ku Górze Nuggetów, gdzie spodziewają się na nas napaść i wyciąć w pień.
— Ładna rachuba, wcale ładna, ale my się postaramy, żeby wynik był inny!
— Prawdopodobnie podsunął im to Santer, który chce skorzystać ze sposobności i zabrać sobie złoto. Jednem słowem jestem pewien, że wszystko pójdzie tak, jak przedstawiłem. No, chcecie jeszcze ścigać Keiowehów?