Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.
—   431   —

sięga o wiele, o wiele dalej od cielesnego i duchowego oka zwykłego wojownika. Ileż to razy wykopywano między wami wojenny tomahawk! Nie zaprzeczysz, że to jest nieustannem, okropnem samobójstwem, popełnianem przez czerwonego męża na sobie, a kto postępuje w ten sposób, bierze udział w tem samobójstwie. Inczu-czunę i Nszo-czi zabili nie czerwoni, lecz biali, a morderca schronił się do Keiowehów i namówił ich do napadu na was. To przedstawia wystarczający powód do tego, żeby tu na nich zaczekać i walczyć z nimi, ale nie usprawiedliwia tego, żeby ich jak pochwytane wściekłe psy wystrzelać. To są twoi czerwoni bracia; pamiętaj o tem!
Prowadziłem tak rzecz jeszcze przez jakiś czas, Winnetou zaś słuchał spokojnie. A kiedy wypowiedziałem ostatnie słowo, podał mi rękę i rzekł:
— Old Shatterhand jest prawdziwym i szczerym przyjacielem wszystkich czerwonych mężów i słusznie nazywa postępowanie ich samobójstwem. Zrobię, czego sobie mój biały brat życzy. Pochwytam Keiowehów, ale ich potem wypuszczę na wolność, a tylko mordercę zatrzymam.
— Pochwytasz? To będzie trudne, bo nadciągną w liczbie przeważającej. Czy masz może tę samą myśl, co ja?
— Jaką?
— Zwabić Keiowehów w jakieś miejsce, gdzieby się nie mogli bronić?
— Tak, to mój plan.
— Mój także. Znasz te strony, więc chciałem cię zapytać, czy jest tu gdzie takie miejsce.
— Jest i nie leży daleko. To wązki parów skalisty. Tam chcę zwabić nieprzyjaciół.
— Czy spodziewasz się, że ci się uda?
— Tak. Skoro znajdą się w tym parowie, na którego ściany wyleźć nie można, zaatakujemy ich z przodu i z tyłu tak, że będą musieli ulec, jeżeli nie zechcą