Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.
—   435   —

ponieważ postanowili pojechać tutaj. Wysłali więc jednego, lub kilku wojowników do swoich z rozkazem, żeby przeciwko wam ze wsi wyruszono. Tym posłańcom powierzyli Sama Hawkensa. Po tych zarządzeniach zboczyli Keiowehowie z poprzedniego kierunku i ruszyli ku Nugget-tsil. Chodziło o to, żebyście wy tego zwrotu nie zauważyli, musiał się więc on odbyć na miejscu, gdzie ślady nie zostają. Miejsca takie są rzadkie, trzeba ich dopiero szukać, a to zabiera czas. Dlatego nie mogli Keiowehowie nadejść tu wczoraj, ale dziś przybędą napewno.
— A skąd wiesz, że ich niema jeszcze dotychczas?
Wskazał na najbliższe wzgórze. Ponad las wysterczało tam bardzo wysokie drzewo, którego korona stanowiła najwyższy punkt w tych górach. Kto siedział na tem drzewie, a miał dobre oczy, mógł objąć wzrokiem całą przyległą preryę.
— Mój brat nie wie, — odrzekł — że wysłałem na górę wojownika, który tam uważa i zobaczy Keiowehów, bo ma oczy sokole. Ujrzawszy ich, zejdzie natychmiast i doniesie mi o tem.
— To dobrze. Wiadomości od niego jeszcze nie było, a więc wrogów nie widać jeszcze. Czy sądzisz jednak, że nadciągną dzisiaj z pewnością?
— Tak, gdyż dłużej zwlekać nie mogą, jeśli nas chcą jeszcze tu zastać.
— Ale oni nie mieli zamiaru dojść aż do Góry Nuggetów, chcieli tylko uczynić na ciebie zasadzkę, kiedy będziesz powracał do domu.
— Byłoby się im to udało, gdybyś był ich nie podsłuchał. Ponieważ jednak teraz o tem jestem uwiadomiony, na nic więc nie przyda się zasadzka, przeciwnie, ja zwabię ich tutaj. Do domu byłbym wracał w kierunku ku południowi, a tam byliby się na mnie zaczaili. Teraz udam, że zmierzam na północ i zwabię ich tu za sobą.
— Czy tylko pójdą za tobą?
— Pewnie. Muszą w każdym razie wysłać wywiadowcę, by się przekonać, czy tu jesteśmy. Temu szpie-