Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.
—   454   —

leży, ja nic z tego nie żądam. Potem zabierzemy się do Winnetou.
— Także jeszcze tej nocy?
— Nie, lecz nad ranem. Jego osoba tyle dla mnie znaczy, że muszę ją mieć na oku podczas walki, a to w nocy niemożliwe. Zrobimy tak, jak Apacze, to jest rozdzielimy się. Jedną połowę wprowadzę jeszcze nocą do parowu, w którym nas miano zamknąć, ona pozostanie tam aż do świtu i ruszy potem dalej, gdzie u wylotu uderzy na nią Winnetou, sądząc, że Old Shatterhand znajduje się na jej tyłach. Drugi oddział uda się ze mną o świcie tą drogą, którą Old Shatterhand wrócił na dolinę; wiem napewno, że ją odnajdę. Jestem przekonany, że z początku prowadzi prosto przez las, a potem dokoła u stóp góry aż do wylotu przesmyku, gdzie Winnetou stoi ze swoimi wojownikami. On całą swą uwagę zwróci na wnętrze przesmyku i zobaczy nasz pierwszy oddział, a przy tem i przez to nie spostrzeże, iż my z tyłu do niego się zbliżamy. Zostanie więc zamknięty tak, jak chciał nas zamknąć, a mając z sobą ledwie piętnastu mężów, lub nie wielu ponadto, będzie musiał poddać się, jeśli nie zechce zgubić siebie i swoich ludzi. Taki jest mój plan.
— Jeśli on się da tak wykonać, jak mój brat przedstawił, to jest dobry.
— Więc zgadzasz się nań?
— Tak. Chcę dostać Winnetou żywcem, aby go wodzowi przyprowadzić, więcej nic, a przez twój plan możemy to już teraz osiągnąć, nie potrzebując dłużej czekać.
— A zatem nie zwlekajmy!
— Old Shatterhanda w ciemnym lesie otoczyć tak, żeby tego nie zauważył, będzie bardzo trudno. Wybiorę do tego tych wojowników, którzy i w nocy mają bystry wzrok i potrafią najlepiej się skradać.
Zaczął podawać ich nazwiska, a wtedy był dla mnie największy czas wrócić do moich ludzi, których w przeciwnym razie, gdyby Keiowehowie prędko wyruszyli, nie byłbym mógł przestrzec. Zsunąłem się więc z wyższego