Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/240

Ta strona została uwierzytelniona.
—   484   —

Sama Hawkensa, jako swego towarzysza; musimy się więc rozłączyć.
— Na jak długo?
Namyślał się przez kilka chwil i rzekł:
— Kiedy się zobaczymy, tego na razie nie wiem. Życzenia i wola człowieka podlegają Wielkiemu Duchowi. Sądziłem, że dłużej będę z moim bratem Old Shatterhandem, lecz Manitou przemówił nagle przeciwko temu. Chce, żeby się stało inaczej. Czy wiesz, dlaczego Santer umknął?
— Wyobrażam sobie. Nie wpadliśmy w nastawioną na nas łapkę, a nawet wczoraj wieczorem zobaczono cię we wsi. Wiedzą więc Keiowehowie, że tu jesteśmy i nie spoczniemy, dopóki nie pochwycimy Santera i nie uwolnimy Hawkensa. Wobec tego opanowała Santera trwoga i zabrał się, jak mógł najprędzej.
— Tak, ale może być jeszcze inaczej. Syn wodza zniknął, a Keiowehowie łączą to oczywiście z naszem ukazaniem się tutaj; przypuszczają, że dostał się w nasze ręce. Tangua się tem rozłościł, zwrócił swój gniew przeciwko Santerowi, który wszystkiemu zawinił i wypędził go ze wsi.
— I to podobne do prawdy. Santer widocznie posłyszał, że Keiowehowie go bronić nie będą.
— A dla czego obrał drogę wodną i wyrzekł się swojego konia?
— Ze strachu przed nami. Bał się spotkać z nami, a gdyby nawet do tego nie doszło, odnaleźlibyśmy trop jego i ruszylibyśmy za nim w pogoń. Dla tego umknął kanoem, które zamieniał pewnie za konia. Nie domyślał się oczywiście, że jesteśmy tutaj na wyspie i że właśnie dzięki jego ostrożności dowiemy się o jego ucieczce. Ujrzawszy nas, nie wątpi, że go będziemy ścigali i będzie dzielnie wiosłował, aby szybko naprzód pędzić. Czy sądzisz, że go dościgniecie na koniach?
— To trudne, ale możliwe. Musimy przecinać zakręty rzeki.