— Będą oczywiście Pidy szukali i przyjdą może na wyspę!
— Na wyspę nie, ale my zobaczymy ich na brzegu. Zauważą tam pewnie ślady Winnetou i pomyślą, że odjechaliśmy z Pidą. To jeszcze bardziej przerazi Tanguę. Słuchajcie no!
Zabrzmiały głosy ludzkie. Mgła się zaczęła podnosić, odsłaniając brzegi, na których stało kilku Keiowehów i udzielało sobie wzajem opinii o śladach kopyt, zauważonych właśnie; potem zniknęli, nie rzuciwszy okiem na wyspę.
— Oddalili się; było im widocznie bardzo pilno — rzekł Dick Stone.
— Udali się pewnie do wsi, aby Tangui donieść o tropie. Wyśle on natychmiast oddział jeźdźców za tym tropem.
Przepowiednia ta ziściła się w niespełna dwie godziny. Po drugiej stronie ukazała się gromada jeźdźców i ruszyła śladami. Oto, żeby ci Keiowehowie doścignęli Winnetou, nie było wcale obawy, gdyż ten niewątpliwie rozwinął przynajmniej taką samą szybkość jak oni.
Rozumie się samo przez się, że rozmowę prowadziliśmy z sobą pocichu, by jeńcy jej nie usłyszeli. Oni też nie wiedzieli, co się działo na drugim brzegu gdyż leżeli skrępowani w trawie za zaroślami.
Przed południem sprawiło nam słońce tę radość, że zaczęło ciepło na nas świecić, a to wysuszyło nie tylko nasze obozowisko, lecz i nas samych i zwiększyło przyjemność odpoczynku, którego używaliśmy, mając czekać do wieczora.
Wkrótce po południu ujrzeliśmy jakiś przedmiot, płynący do nas ku wyspie i zatrzymany potem przez nadbrzeżne zarośla. Było to kanoe, w którem leżało wiosło; rzemień, którym właściciel przywiązywał je zwykle do brzegu, był odcięty. Poznałem łódź, na której uwiozłem Pidę. Woda popędziła ją ze Salt Forku do Red River i dlatego tylko dostała się ona do wyspy tak późno, że po drodze zapewne gdzieś się zatrzymała.
Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/245
Ta strona została uwierzytelniona.
— 489 —