Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/019

Ta strona została uwierzytelniona.
—   9   —

Komendant fortu zaopiekował się nami, zaspokajając wszystkie nasze potrzeby, a mnie wyjednał nadto sposobność do wyjazdu statkiem do Nowego Jorku. Przybyłem tam teraz biedniejszym, niż wówczas, kiedy po raz pierwszy stanąłem w tem mieście. Nie miałem nic prócz odwagi do szukania na nowo środków do życia.
Czemu udałem się do Nowego Jorku, a nie do St. Louis, gdzie mieszkali moi znajomi, gdzie mogłem przynajmniej napewno liczyć na pomoc Henry’ego? Ponieważ byłem już winien jemu tyle wdzięczności, a nie chciałem obecnie powiększać tych zobowiązań. Gdybym choć był pewien, że tam się spotkam z Winnetou! Tej pewności jednak nie było. Jego pogoń za Santerem mogła trwać miesiącami, albo i dłużej i gdzież byłbym go przez ten czas szukał? Postanowiłem był wprawdzie zejść się z nim znowu, ale w tym celu trzeba było udać się na Zachód, do puebla nad Rio Pecos, aby zaś tego dokonać, musiałem stanąć o własnych nogach. Sądziłem, że w obecnych stosunkach najłatwiej dojdę do tego w Nowym Jorku.
Przypuszczenie to nie zawiodło mnie. Sprzyjało mi bowiem szczęście. Poznałem bardzo czcigodnego mr. Josh Tailora, kierownika sławnego podówczas korpusu detektywów prywatnych i poprosiłem go o przyjęcie. Usłyszawszy, kim jestem i co robiłem w czasach ostatnich, oświadczył, że weźmie mnie tymczasem na próbę. Niebawem, raczej dzięki przypadkowi niż własnej zręczności, zdobyłem jego zaufanie, które z biegiem czasu tak się wzmogło, że wkońcu darzył mnie szczególnymi względami i powierzał przeważnie zadania takie, które rokowały pewny wynik i dobre wynagrodzenie.
Pewnego razu zawezwał mnie do siebie już po apelu. U niego zastałem jakiegoś starszego, frasobliwie spozierającego, jegomościa. Przedstawiono mi go jako bankiera Ohlerta, który szukał u nas pomocy w sprawie osobistej. Chodziło o wypadek zarówno smutny dla niego, jak niebezpieczny dla jego interesów.
Miał on syna jedynaka, imieniem Wiliama, liczą-