Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/029

Ta strona została uwierzytelniona.
—   19   —

— Przybywacie tu w sprawie, podobnej, jak się sami o tem wyraziliście, do pieniężnego interesu. Tego człowieka szuka z waszego polecenia policya. Wy sami biegacie po ulicach i po piwiarniach, aby go znaleźć. Nie byłbym Old Death, gdybym nie wiedział, kogo mam przed sobą.
— No kogo, sir?
— Detektywa, prywatnego ajenta policyjnego, który podjął się zadania, więcej rodzinnej, niż kryminalnej natury.
Ten człowiek był istotnie wzorem przenikliwości. Czy miałem potwierdzić, że się dobrze domyślił? Nie. Zastrzegłem się przeto temi słowy:
— Mam wielki szacunek dla waszej bystrości, sir, ale tym razem przeliczyliście się przecież.
— Nie przypuszczam!
— Napewno!
— Well! To wasza rzecz, czy mi przyznacie słuszność, czy też nie. Ja nie chcę i nie mogę was do tego zmusić. Jeśli wam jednak na tem zależy, żeby was nie przejrzano, to nie zachowujcie się tak nieostrożnie. Idzie o sprawę pieniężną. Powierzono ją greenhornowi, czyli poszkodowani życzą sobie łagodnego postępowania z winowajcą, który zapewne jest dobrym ich znajomym, a może nawet członkiem rodziny. Coś kryminalnego jest na tem także, bo w przeciwnym razie nie pomagałaby wam policya. Poszukiwany jest w rękach uwodziciela, który go wyzyskuje. Tak, tak, przypatrzcie mi się, sir! Dziwicie się mej wyobraźni? Dobry westman konstruuje sobie z dwu śladów bardzo długą drogę, choćby stąd w głąb Kanady i rzadko kiedy w tem się pomyli.
— Istotnie dajecie dowód nadzwyczajnej siły wyobraźni, master.
— Pshaw! Możecie sobie dalej zaprzeczać! Mnie to nie szkodzi. Jestem tutaj dość znany i mógłbym wam dobrze poradzić, jeśli jednak sądzicie, że własną drogą prędzej dojdziecie do celu, to chwalebne to jest wprawdzie, ale wątpię, czy rozumne.
Wstał, wyjął starą skórzaną sakiewkę, aby zapła-