Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/030

Ta strona została uwierzytelniona.
—   20   —

cić za piwo. Zdawało mi się, że moją nieufnością wyrządziłem mu przykrość. Żeby to naprawić, odezwałem się w te słowa:
— Są sprawy, w które nie należy wtajemniczać nikogo, a już najmniej obcego. Nie chciałem bynajmniej was dotknąć i sądzę...
— Aj, aj! — przerwał mi, kładąc monetę na stole. — O obrazie mowy niema. Żywiłem względem was najlepsze chęci, gdyż tkwi w was coś, co budzi we mnie życzliwość dla was.
— Może się jeszcze kiedy spotkamy!
— Wątpię bardzo. Ja wyruszam dzisiaj do Teksas, a stamtąd udaję się do Meksyku. Trudno przypuścić, żeby wasza przechadzka miała się odbyć w tym samym kierunku. A zatem fare well, sir! A przypomnijcie sobie czasem, że was nazwałem greenhornem! Od Old Deatha możecie to przyjąć spokojnie, gdyż nie łączy on z tem zamiaru obrazy, a nie zaszkodzi żadnemu nowicyuszowi, gdy o sobie skromnie będzie myślał.
Włożył na głowę sombrero z szerokiemi kresami, który wisiał dotąd na ścianie, zarzucił siodło i uzdzienicę na plecy, pochwycił strzelbę i wyszedł. Ale zrobiwszy ledwie trzy kroki, odwrócił się znowu, przystąpił jeszcze raz do mnie i szepnął:
— Nie bierzcie mi niczego za złe, sir! Ja studyowałem także i wspominam sobie dziś z przyjemnością, jakim to wtenczas byłem głupcem zarozumiałym. Good bye!
Teraz opuścił lokal, nie odwracając się już wcale. Patrzyłem za nim, dopóki jego wpadająca w oko i wyśmiewana zlekka przez przechodniów postać nie zniknęła w tłumie. Chętnie byłbym się właściwie pogniewał na niego. Zadawałem sobie nawet dość trudu w tym celu, ale nie zdołałem tego dokazać. Jego strona zewnętrzna budziła we mnie coś jakby litość, słowa jego były surowe, ale głos brzmiał przy tem łagodnie, przekonywająco i mile. Z całego jego zachowania wyczuwałem, że dobrze jest dla mnie usposobiony. Podobał mi się pomimo swojej brzydoty, ale byłoby nieostrożnością wtajem-