Ta strona została uwierzytelniona.
— 22 —
ale Gibsona już nie zauważyłem. Widocznie gdzieś zniknął.
Jakiś murzyn stał oparty o drzwi przy sklepie fryzyera. Znajdował się tu już zapewne długo i niewątpliwie spostrzegł zbiega. Przystąpiłem więc doń, zdjąłem uprzejmie kapelusz i zapytałem, czy nie widział gentlemana, wybiegającego z ulicy. Zapytany pokazał mi w uśmiechu długie, żółte zęby i odrzekł:
— Yes, sir! Widziałem. Pędził bardzo szybko i wpadł tutaj.
Równocześnie wskazał na małą willę. Podziękowawszy mu, pośpieszyłem w tym kierunku. Żelazna brama ogrodu, który należał do willi, była zamknięta. Musiałem dzwonić z pięć minut, zanim się jakiś murzyn