Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/034

Ta strona została uwierzytelniona.
—   24   —

łuta mózgu, nie powinien zabierać się do czegoś podobnego. Wracajcie do Nowego Jorku i pozdrówcie odemnie master Ohlerta. Postarałem się o to, żeby o mnie pamiętał, i spodziewam się, że wy przypomnicie sobie także od czasu do czasu nasze dzisiejsze spotkanie, które, co prawda, nie miało zbyt zaszczytnego dla was przebiegu.

Gibson.

Można sobie wyobrazić mój zachwyt podczas czytania tego miłego listu. Zmiąłem kartkę, wsunąłem ją do kieszeni i poszedłem dalej. Być mogło, że mnie Gibson obserwował z ukrycia, nie chciałem więc sprawić mu tego zadowolenia, żeby mnie widział w kłopocie.
Patrzyłem przytem badawczo po placu. Gibsona nie było widać. Murzyn zniknął z pod sklepu, a chłopca, który mi kartkę był podał, także nie mogłem dostrzec. Pomyślałem sobie, że otrzymał pewnie polecenie, żeby się czemprędzej ulotnił.
Podczas gdy ja układałem się z murzynem o wpuszczenie do willi, znalazł Gibson czas do napisania do mnie listu o dwudziestu trzech wierszach. Odźwierny mnie na dudka wystrychnął, a Gibson pewnie wyśmiał, chłopiec miał bowiem minę, jak gdyby wiedział, że chodziło o to, by mnie wyprowadzić w pole.
Popadłem oczywiście w gniewny nastrój, jako skompromitowany w najwyższym stopniu i postanowiłem zamilczeć przed policyą, że widziałem Gibsona. Odszedłem zatem spokojnie jeszcze dalej od willi.
Nie wstępując już na wolny plac, przeszukałem wychodzące nań ulice, ale oczywiście bez śladu powodzenia, gdyż rozumiało się samo przez się, że Gibson opuścił tę tak niebezpieczną dla siebie dzielnicę. Należało się spodziewać, że skorzysta z pierwszej sposobności do wyjazdu z Nowego Orleanu.
Wpadłem na tę myśl pomimo swego „pół łuta“ ważącego mózgu i udałem się w tym celu na miejsce gdzie stały okręty, które miały tego dnia odejść. Pomagali mi dwaj policyanci w cywilnem ubraniu, ale także