Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/048

Ta strona została uwierzytelniona.
—   38   —

do czynienia. Chce się wam pewnie jeść i pić. Chodźcie, zawiniemy do jakiego portu, gdzie dostaniemy dobrego piwa. Nawet w tej nędznej dziurze nie brak tego dobroczynnego w czasie gorąca napoju. Macie już mieszkanie?
— W „Uncle Sam“.
— Pięknie! Ja także rozbiłem tam swój wigwam.
— Czy w izbie na pierwszem piętrze, w której leży uprząż i rusznica?
— Tak. Musicie wiedzieć, że bardzo niechętnie rozstaję się z tą uprzężą, tak ją polubiłem. Konia wszędzie dostanie, ale dobrego siodła nie. Chodźcież, sir! Byłem właśnie w budzie, w której jest chłodne piwo. W czerwcu to prawdziwa rozkosz zaspokoić tem pragnienie. Gotów jestem wypić jeszcze kilka szklanek.
Zaprowadził mnie do małego lokalu, w którym sprzedawano piwo flaszkowe po bardzo wysokiej cenie; my byliśmy jedynymi gośćmi. Poczęstowałem Old Deatha cygarem, ale nie przyjął, wyciągnął natomiast tabliczkę tytoniu do żucia, odciął kawałek, który wystarczyłby dla pięciu majtków, wsunął go w usta, umieścił pod policzkiem, a potem rzekł:
— Tak, teraz wam służę. Ciekawym, jaki wiatr przywiał was za mną tak rychło. Czy pomyślny?
— Nie, nawet bardzo przeciwny.
— Więc wcale nie zmierzaliście tutaj?
— Nie. Chciałem się dostać do Kwintany. Ponieważ jednak nie było rychłej okazyi, przyjechałem tu, gdyż powiedziano mi, że tu łatwo złapać okręt do tej miejscowości. Niestety muszę aż dwa dni czekać.
— Znieście to cierpliwie, master i pocieszcie się tem słodkiem przekonaniem, że nie macie szczęścia.
— Ładna pociecha! Czy sądzicie, że wam za to złożę adres dziękczynny?
— Zbyteczne! — zaśmiał się Old Death. — Rad udzielam zawsze za darmo. Zresztą mnie się tak samo powodzi. Siedzę tu niepotrzebnie, ponieważ byłem zbyt powolny. Postanowiłem był sobie pojechać do Austin, a potem dalej trochę przez Rio Grande del Norte. Pora