Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.
—   41   —

— Tak powiedzieli tylko. Wcale tam nie wysiedli. Jeśliście mądrzy, to opowiedzcie mi tę historyę. Może ułatwię wam wasze zadanie.
Ten człowiek żywił względem mnie istotnie dobre chęci. On nie myślał wcale mnie dokuczyć, a mimoto ja czułem się zawstydzony. Wczoraj starałem się zamilczeć przed nim o tem, do wyjaśnienia czego dziś zmusiły mnie stosunki. Duma doradzała mi zataić rzecz dalej, ale rozum zwyciężył. Wydobyłem obie fotografie, podałem Old Deathowi i rzekłem:
— Zanim zacznę opowiadać, przypatrzcie się tym wizerunkom. Czy te osoby widzieliście?
— Tak, tak, to oni! — potwierdził, rzuciwszy okiem na fotografie. — Tu wszelka pomyłka wykluczona.
Teraz przedstawiłem mu otwarcie i szczegółowo całą sprawę. On przysłuchiwał się uważnie, a gdy skończyłem, potrząsnął głową i oświadczył:
— Wszystko, co dopiero słyszałem, jest dla mnie jasne. Jednego tylko nie rozumiem. Czy ten Wiliam całkiem obłąkany?
— Nie. Nie znam się wprawdzie na chorobach umysłowych, ale w tym wypadku zdaniem mojem zachodzi tylko wypadek monomanii, gdyż za jednym wyjątkiem panuje Wiliam nad swoimi uczynkami.
— Tembardziej wydaje mi się niepojętem, że dopuszcza tego Gibsona do tak nieograniczonego wpływu na siebie. Zdaje się, że on we wszystkiem słucha tego człowieka. Gibson widocznie chytrze się obchodzi z tą monomanią chorego i używa jej do swoich celów. Jest nadzieja, że podpatrzymy te wszystkie wybiegi i podstępy.
— Jesteście zatem pewni, że zdążają do Austin? A może zamierzają gdzie wysiąść po drodze?
— Nie, Ohlert powiedział kapitanowi okrętu, że się udaje do Austin.
— To mnie dziwi, że tak otwarcie podał cel swej podróży.
— Czemu? Ohlert nie wie może nawet, że go ścigają i że jest na manowcach. Działa w dobrej wierze